Naturalne, organiczne... idealne! Moja przygoda z aloesem czyli Santaverde dla miłośników najwyższej klasy.
Cześć Kochane.
W
stopce krótkiego opisu mojej osoby podczas jej tworzenia postanowiłam
dodać określenie, które oddaje cały mój charakter - nieustająca
poszukiwaczka, z którym utożsamiam się w pełni. Przemierzam mnóstwo
obszarów kosmetycznego świata, byłam w wielu krajach, poddawałam się
seriom zabiegów z najdalszych zakątków, testowałam niezliczone ilości
receptur czy innowacyjnych rozwiązań. Szukam nieustannie nieodkrytych
jeszcze ideałów wśród kosmetyków azjatyckich, stricte profesjonalnych,
wegańskich czy tych na bazie wymyślnych, laboratoryjnych składników.
Ostatnimi jednak czasy sięgam do kolebki kosmetyki naturalnej i swoją
pielęgnacją bazuję na jednym z najprostszych i najbardziej znanych
składników... magicznym aloesie skrytym i będącym podstawą kosmetyków
Santaverde, o których dziś Wam opowiem.
Santaverde
to hiszpańska marka kosmetyków naturalnych, która swój początek
zawdzięcza przypadkowi... Zakup farmy, która ma być prywatnym miejscem
ukojenia w rejonie Andaluzji stało się dla Sabiny Beer dzisiejszej
właścicielki i pomysłodawczyni znanej na całym świecie marki miejscem
inspiracji. Pierwszy liść aloesu otrzymany od sąsiadów w celu
złagodzenia stanu Jej skóry spowodował facysnację magicznym działaniem
tej rośliny i dziś Sabina na swojej farmie uprawia ponad 20 tysięcy
roślin, które używane są do produkcji kosmetyków Santaverde - jako,
że pomysłodawczyni całą sobą wychodzi z założenia, że tylko składniki
najwyższej jakości są w stanie oddać całe swoje dobro - dogląda ich
osobiście i nie dopuszcza do ich przetwarzania. Co ciekawe produkty
marki Santaverde nie mają w swoich składach ani kropli wody - bazują
wyłącznie na aloesie, olejach oraz ekstraktach roślinnych dobieranych w
myśl zasad ziołolecznictwa.
Cztery kroki do idealnej skóry.
W
asortymencie Santaverde nie znajdziecie wymyślnych serii przeznaczonych
na każdy rodzaj problemów skórnych - to kilkanaście produktów
przygotowany w taki sposób by odpowiadać przede wszystkim na podstawowe
potrzeby każdego rodzaju cery niezależnie od wieku. Podstawową i
bazową serią marki jest ta charakteryzująca się różowym kolorem - ma za
zadanie przede wszystkim odżywiać skórę, nawilżać, koić, chronić i
zapewniać długotrwały, wyczuwalny pod palcami efekt. W moje ręce wpadły
cztery różne produkty - łagodzący tonik, eliksir piękna, leciutki krem
na dzień oraz aloesowy, łagodzący żel. Jak sprawdził się taki system
pielęgnacji? Czy moja tłusta cera dogadała się z tak silnie
nawilżającymi kosmetykami?
Santaverde Tonner Classic.
Zamknięty
w szklanym, ciężkim i utrzymanym w prześlicznym minimalizmie tonik to
produkt, który jest pierwszym krokiem jaki stosuję po oczyszczaniu
twarzy... i tak naprawdę kosmetykiem, który rozkochał mnie w sobie na
tyle mocno by po kilky tygodniach używania określić go mianem ideału.
Przepiękna butelka z bardzo praktycznym aplikatorem (dziś już wiem co
oznacza określenie mgiełka) spodobał mi się tak naprawdę od pierwszego
użycia. Pachnący kwiatami, leciutki jak woda tonik należy rozpylić na
naszej twarzy i nie dopuszczać do jego wyschnięcia tylko niezwłocznie
nałożyć na niego kolejny produkt by wzmocnić działanie kremu i zapewnić
skórze kwaśne pH nie dopuszczając jednocześnie by kolejne warstwy
nakładane na skórę zaczynały się ważyć. Sprytne prawda? Jego
standardowa cena to około 110zł/100ml. Produkty Santaverde kupicie w
Ekodrogerii lub sieciach drogerii Douglas.
Aloes i hydrolat nardu.
Kiedy
zaglądam do składu jestem zaskoczona jak bardzo jest krótki - mamy
tutaj tylko sok aloesowy, hydrolat nardu, alkohol pochodzenia
organicznego, wyciąg z kory wierzby, kwas lewulinowy, sól sodową kwasu
lewulinowego, glicerynę oraz siarczan srebra. Nie trudno oczywiście
domyślić się, że to właśnie połączenie aloesu oraz tajemniczo brzmiącego
hyrdolatu nardu jest kluczowe dla jego działania. Zadaniem toniku jest
silne nawilżenie skóry dzięki aloesowi oraz ujędrnienie i zwiększenie
jędrności skóry poprzez działanie stymulujądego hydrolatu. Tonik ma zwężać pory, napinać skórę i dodawać jej blasku... a ja zgadzam się ze wszystkim w 100%, Uwielbiam
ten produkt za wszystko... za jego lekkość, za wspaniałe uczucie
ukojenia jakie zapewnia po oczyszczaniu, za niesamowicie wyczuwalne, ale
przyjemne napięcie, za zapach, za opakowanie i tak cudowne
przygotowanie skóry do kremu, który sunie po nim niczym jedwab. Cudowny
produkt pod każdym względem i nie straszne mu nawet moje alergiczne
oczy!
Santaverde Extra Rich Beauty Elixir.
To
drugi w kolejności produkt, który rozkochuje... i błądząc w sieci po
opiniach jeszcze bardziej utwierdziłam się w fakcie, że to co sądze na
jego temat pokrywa się w pełni ze wszystkimi zachwytami na innych
stronach. Eliksir to innymi słowy to silnie odżywcze, luksusowe serum do twarzy, które bazuje WYŁĄCZNIE na naturalnych olejach.
Zamknięte w szklanej butelce z pipetką, intensywnie żółte serum ma
postać średniej gęstości olejku o przepięknym i dość intensywnym zapachu
kwiatów, które mimo, że nie wchłania się do końca to efekt jaki
zapewnia wynagradza wszelkie niedogodności. Nakładam go na noc - co
dwa dni (tak co dwa) właśnie przez to, że jest piekielnie wręcz odżywczy
i rano jeszcze wyczuwam jego warstwę na swojej twarzy, a że działa tak
silnie i tak długo zwyczajnie jest mi go szkoda stosować na co dzień w
obawie o to, że się skończy... Jego cena to 165zł/30ml.
Zbawcza moc olejów.
Olej
z pestek moreli, ze słodkich migdałów, sezaomowy, z wiesiołka, dzikiej
róży, marakui, pomarańczy, bergamotki, geraniowy, kamforowy, z drzewa
herbacianego + witamina E i naturalny ekstrakt zapachowy z wanilii...
czy należy dodawać więcej? Skład broni się sam - każdy olej pochodzi
z certyfikowanych upraw organicznych. Olejek pachnie wspaniale -
świeżo, kwiatowo i jednocześnie otulająco. Tak jak wspomniałam nie
wchłania się całkowicie i nawet rano wyczuwalna jest jego warstwa, ale
to co robi ze skórą jest nie do opisania - rano kiedy zmywam nadmiar
oleju widzę jak wspaniale jest nawilżona, miękka i zdecydowanie
jaśniejsza. Ma wyrównany koloryt, jest rześka, wypoczęta i taka...
jedwabista. Produkt jest dość ciężki i zapewnia naprawdę mocne
działanie, więc dla mnie posiadaczki cery tłustej używanie go raz na dwa
dni jest zupełnie wystarczające. Mieszanka nie zapchała mnie, nie
spowodowała przeciążenia... a skutecznie ograniczyła wydzielanie sebum
bo wreszcie mam wrażenie, że napija się do syta.
Lekkie kremy dla każdego typu cery.
Santaverde
w swojej ofercie posiada także kremy o różnym stopniu intensywności.
Oczywiście mi posiadczce cery tłustej w udziale przypadły te najmniej
obciążające formuły (chociaż oprócz wersji Medium jest także Light i
Rich) - zresztą przy tak intensywnym działaniu eliksiru stosowanie
czegoś bogatszego mogłoby naprawdę nie iść ze sobą w parze... ale co
ciekawe producent zapewnia Nas także o tym, że kosmetyki Santaverde zostały stworzone tak by móc je ze sobą dowolnie łączyć - serum z kremem, krem z żelem czy żel z kremem - dla każdego coś innego i to do Was należy decyzja o sposobie pielęgnacji.
U mnie najlepiej sprawdza się tonik+żel rano natomiast tonik+lekki
krem+serum wieczorem i tego właśnie się trzymam przez ostatnie tygodnie.
Co ciekawe oba produkty, które za chwilę Wam pokażę bazują na bardzo
podobnych składnikach, a ich działanie jest mocno zbliżone z tym, że
jeden z nich stanowi super bazę pod makijaż.
Santaverde Aloe Vera Hydro Repair Gel.
Lekki
jak woda, o bardzo intensywnym i specyficznym zapachu (mnie się nie
podoba) żel zamknięty jest w skromnej, białej tubce o pojemności 30 ml.
Jego cena 139 zł. Powiem Wam, że nigdy nie przypuszczałabym, że tak
leciutka formuła będzie w stanie zdać egzamin - wchłania się dosłownie w
dwie, maksymalnie trzy sekundy i jest praktycznie niewyczuwalna. Byłam
mocno sceptycznie nastawiona do tego produktu i długo szukałam na niego
sposobu, jednak okazało się, że nałożony kilka chwil przed podkładem
jest w stanie zdziałać naprawdę cuda (podkład podkreślający skórki? zapomnijcie).
Lekki jak piórko mistrz nawilżenia.
Skład
tego produktu jest nieco dłuższy niż w przypadku toniku czy serum
jednak tutaj także spodziewajcie się całej plejady naturalnych,
organicznych składników. Nie znajdziecie tutaj parafiny, nie
znajdziecie silikonu ani wypełniaczy czy sztucznych filmotwórców.
Kluczowymi składnikami łączącymi zarówno lekki krem jak ten żel jest
oczywiście aloes, olej z awokado, olej ze słodkich migdałów oraz wyciąg z
jabłka chociaż nie poprzestajemy na tym - jest tu masło shea,
witamina C czy kwas hialuronowy, a ja do dziś zachodze w głowę jak to
jest możliwe, że przy takim bogactwie składników ten produkt jest tak
leciutki. To, że wchłania się w kilka sekund to jego największa zaleta -
zostawia na skórze wygładzający i jednocześnie nawilżający film więc
jest produktem wymarzonym pod ciężkie podkłady, które suną po nim niczym
po silikonowej bazie. Makijaż utrzymuje się lepiej, dłużej i jest moim
zdaniem zdecydowanie lepiej wchłonięty, a o suchych skórkach można
zapomnieć.
Santaverde Aloe Vera Cream Medium.
Producent
nazwał ten krem "półtłustym" jednak śmiem stwierdzić, że wcale takowy
nie jest. Dla mnie jest to po prostu nawilżający, leciutki krem na
dzień, który tak jak wspomniałam łączę sobie z serum na noc (taka mała
modyfikacja). Tak teraz sobie siedzę i myślę, że chyba zostawię go sobie
na okres wiosenny, kiedy będę wprowadzać do pielęgnacji kwasy bo jednak
wtedy może mi się przydać znacznie bardziej. Celowo zostawiłam ten
produkt na koniec, ponieważ mam wrażenie, że oprócz zmiany konsystencji
działa dokładnie na tej samej zasadzie co jego brat wyżej - skupia
się przede wszystkim na nawilżeniu i wygładzeniu, ale większej różnicy
pomiędzy tymi dwoma kremami nie zauważyłam (choć skład jest inny).
Jego cena to 129 zł i gdybym była zmuszona wybierać to jednak
postawiłabym na żel ze względu na fajniejszą i przyjemniejszą dla mnie
konsystencję.
Cóż
mogę Wam powiedzieć... jedyną wadę stanowią tu ceny. Nie możemy się
oszukiwać - to marka luksusowa i taka pełna pielęgnacja to wysoki
koszt, jednak powiem Wam szczerze, że ja już tęsknie za tonikiem i
eliksirem mimo, że mam jeszcze spory zapas. Santaverde jest marką
skromną co widać chociażby po stronie producenta czy filozofii marki,
ale widać to także w opakowaniach - tutaj liczy się jakość, liczy się
dbałość o składnik i przede wszystkim użytkownik - reklam Santaverde nie
znajdziecie w kolorowych magazynach czy na stronach internetowych -
Santaverde broni się samo w sobie i jeśli dysponujecie pieniążkami, a
cenicie sobie naturę, kosmetyki certyfikowane, organiczne, nie testowane
na zwięrzętach i odpowiednie także dla wegan... nie wahajcie się ani
chwili.
Buziaki.
Pamiętam, że miałam od nich krem jakieś 3-4 lata temu i był rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńCena niestety teraz jest dla mnie przeszkodą ale będę pamiętać o tej marce przy zastrzyku gotówki ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej marki, ale czytając Twoją recenzje stwierdzam, że warto przyjrzeć się tym produktom. Cena do najnizszych nie nalezy, ale jesli produkt jest jej wart, to jestem ZA. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej marce, ale nie dziwię się, skoro nie dbają o reklamy na każdym rogu, jednak to dobrze, bo często nadmiar promowania się tylko zniechęca do poznania marki ;) Ja niestety nie jestem w stanie zainwestować tyle w kosmetyki, ale muszę koniecznie zapamiętać markę, bo może kiedyś będę miała ochotę zaszaleć ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Nie znam tego produktu.
OdpowiedzUsuńOj ale się rozmarzyłam czytając Twój wpis....no zapragnęłam je mieć tu i teraz! Jedyny problem to niestety brak takich funduszy by taki luksus sobie zafundować :(
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo mnie zaciekawiłaś tą marką! Nigdy o niej nie słyszałam a tu takie perełki! Uwielbiam takie historie, gdy ktoś "we własnym ogródku" zaczyna produkcję i tak bardzo zwraca uwagę na szczegóły ;) Moja skóra kocha aloes, a ja sama toniki i olejki, więc te dwa kosmetyki zdecydowanie najbardziej mnie kuszą. Choć żel też wydaje się bardzo ciekawy!
OdpowiedzUsuńBeauty elixir bym wypróbowała ;)
OdpowiedzUsuńRewelacyjnie się prezentują...
OdpowiedzUsuńMoja skóra nie przepadała za czystym aloesem, więc przestałam ją nim faszerować. Do momentu spróbowania żelu aloesowego Gorvity :)
Jest super i mojej cerze aloes nareszcie zaczął służyć :))
Wcześniej nie słyszałam o produktach tej marki. Masz rację, ceny mogą odstraszać, ale jeśli rzeczywiście działają to z pewnością warto! Ja póki co na tak luksusową pielęgnację pozwolić sobie nie mogę, ale może kiedyś....
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia marki :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak by sprawdziły się u mnie. Mam skórę odpowiednią do przetestowania tych kosmetyków,bo suchą. Chętnie przygarnę
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę te kosmetyki
OdpowiedzUsuńCudeńko <3
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze produktów tej marki, ale fajnie móc o niej przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMiałam próbkę kremu Santaverde, nie zachwycił mnie przez zapach, ale ... tyle zachwytów nad tą marką skłania mnie do ponownych testów, powinnam dać szansę tym kosmetykom.
OdpowiedzUsuńJa też będę dobrze wspominać tę przygodę :)
OdpowiedzUsuńOby się udało w przyszłości spróbować, trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńJa mam dokładnie tak samo - na produktach do twarzy o takich składach i takim działaniu nie warto oszczędzać :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo urzekają takie proste, ale szczęśliwe historie :) Przez to marka zapada mi w pamięć :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję <3
OdpowiedzUsuńNo tak to już niestety luksus, nie ma się co kłamać, że jest inaczej :( Ale może się uda, kto wie! :)
OdpowiedzUsuńO tak - w ogóle polecam spojrzeć sobie jak ta farma z aloesem wygląda pięknie <3 taki raj na ziemi :)
OdpowiedzUsuńKwiatuszkowy zapach no i skład... <3
OdpowiedzUsuńO miałam ten żel i bardzo miło wspominam - duża pojemność i fajna cena :)
OdpowiedzUsuńNa pewno się uda, jestem przekonana :*
OdpowiedzUsuńO dla suchej skóry to byłoby coś :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do zapoznania się z marką :)
OdpowiedzUsuńCudeńka :)
OdpowiedzUsuńMoże w przyszłości się uda przetestować :)
OdpowiedzUsuńMnie się też ten zapach nie podoba o czym wspominam, ale na szczęście to tylko dodatek i w dodatku mało znaczący :)
OdpowiedzUsuńNooo...I chyba zostanie ze mną na dłużej :)
OdpowiedzUsuńNa pewno kiedyś wypróbuję jakiś kosmetyk z oferty Santaverde. Podejrzewam, że będzie to serum:).
OdpowiedzUsuńSkłady tych kosmetyków są rewelacyjne. Na pewno je przetestuję, jak tylko będę miała możliwość. Właśnie jakiś czas temu rozpoczęłam swoją przygodę z kosmetykami mineralnymi, są wspaniałe. Twoja rekomendacja zachęca bardzo by zapoznać się z marką Santaverde.
OdpowiedzUsuń