Naturalnie z Nacomi - kokosowe szaleństwo, owocowa wariacja i naturalne spodoby na domowe SPA.
Cześć Kochane.
Pielęgnacja ciała naturalnymi produktami nadal mocno kuleje i o ile w kwestii twarzy jesteśmy w stanie całkowicie się przewartościować tak jednak skórę na ciele traktujemy nieco po masoszemu. Zgodzicie się ze mną na pewno, że większość z nas nadal wybiera peelingi w sklepach (często z plastikowymi drobinkami szkodzącymi zarówno środowisku jak i zwierzętom) czy kremuje swoje ciało tradycyjnymi balsamami. Nie będę Was kłamać, że robię inaczej, ale postanowiłam za sprawą Nacomi spróbować takiej stricte naturalnej pielęgnacji ciała i sięgnęłam po sztandarowe produkty, o których dziś chciałabym Wam co nieco opowiedzieć. Jestem pewna, że firmę Nacomi znacie doskonale - to jedna z tych marek, która oferuje dobre jakościowo produkty z fajnymi, przyjaznymi składami a przy okazji nie odziera naszego portfela do zera. To jak? Przekonamy się jak wypadły w praktyce?
Naturalny peeling kokosowy.
Niech mnie piekło pochłonie jeśli ten peeling to nie jest najprawdziwszy kokos na świecie! Nie wyobrażacie sobie nawet jak fantastycznie pachnie ten kosmetyk... to prawdziwy, czysty, słodziutki zapach kokosa, który wspaniale otula ciało i utrzymuje się na nim bardzo długi czas (dosłownie jakbyście zanurzyły się w paczce wiórek kokosowych). Zamknięty w przepięknym opakowaniu o pojemności 150 ml peeling ma zbitą konsystencję, która w trakcie kontaktu ze skórą zaczyna się rozpuszczać i zamieniać w olej...
... niesamowicie wręcz nawilżając skórę. Trzeba przyznać, że peeling ten wydajnością nie grzeszy, ale że nie jest drogi (23zł KLIK) to można mu to jakoś wybaczyć. W składzie tego kosmetyku znajdziemy cukier, organiczny olej kokosowy, olej ze słodkich migdałów, wiórki kokosowe i octan tokoferylu (organiczny ester kwasu octowego i witaminy E)... i to tyle. Jak zapewne się domyślacie - peeling z racji tego, że jest cukrowy to szybko rozpuszcza się na ciele, a w połączeniu z olejami tworzy na skórze cudnie pachnącą, kokosową otoczkę. UWIELBIAM! Jest dość mocny, ale nie podrażnia skóry w żaden sposób i jestem pewna, że nawet wrażliwcy mogą śmiało po niego sięgać.
A może by tak kawy?
Wielbicielki kawowych aromatów również znajdą dla siebie coś fajnego. Ale zaraz zaraz... czy my tego skądś nie znamy? Papierowa torebka, intensywnie pachnący peeling kawowy, który nakładamy na ciało i pozostawiamy na ciele... tak tak oto przed Wami tańsza (46 zł KLIK) alternatywa dla peelingów BodyBOOM. Producent nazywa go suchym peelingiem z racji tego, że w swoim składzie zawiera wyłącznie "suche składniki" w połączeniu z naturalnymi olejami. Trochę nie za bardzo rozumiem ideę tego nazewnictwa, ale nie mnie to oceniać. Produkt przeznaczony jest przede wszystkim dla skór z problemem cellulitu i nadmiernego tłuszczyku, więc bazuje na kofeinie, która jak wiadomo nie od dziś jest w kwestii rozwiązywania tych bolączek najlepsza (pamiętajcie, że takiego peelingu nie wolno stosować w ciąży!).
W składzie naszego suchego peelingu znajdziemy przede wszystkim kawę robusta, która ma większe działanie antycellulitowe niż normalna, a także cukier trzcinowy i sól morską wzmacniające proces złuszczania naskórka. Oprócz tego doszukałam się tutaj naturalnych wiórek kokosowych odpowiedzialnych za zapach kokosowy w peelingu, ale także szereg substancji nawilżających jak masło kakaowe, olej kokosowy i olej ze słodkich migdałów. Przyznać trzeba, że zabieg takiego złuszczania połączonego z wykonaniem maski (peeling nałożyć i zostawić na 10 min.) potrafią nieźle ubrudzić wannę i narobić w okół bałaganu, ale po spłukaniu nie trzeba na skórę nakładać żadnych dodatkowych balsamów - jest świetnie wygładzona, lekko napięta i super nawilżona.Skład tego peelingu jest nieco lepszy niż BodyBoom i trzeba przyznać, że cena także moco przemawia na korzyść właśnie Nacomi. Lubicie takie rozwiązania?
Jednym z najciekawszych rozwiązań w asortymencie Nacomi są nawilżające musy o wspaniałej, lekko jogurtowej konsystencji, która sunie po skórze niczym jedwab. W asortymencie znajdziemy wersję malinową, borówkową, mango oraz ciasteczkową dla wielbicieli słodkości. Każdy z nich to koszt 25 zł/150 ml (KLIK). Z racji, że jestem wielbicielką owocowych zapachów nie mogłam się oprzeć wypróbowania wersji borówkowej choć malina też niesamowicie mnie kusiła. Teoretycznie borówka ma za zadanie dodatkowo wzmocnić działanie wygładzające, ale tutaj bym się raczej cudów nie spodziwała. To po prostu przepięknie pachnący, nawilżający balsam do ciała o bajkowej konsystencji, dzięki której ma się ochotę zanurzyć w słoiku (Boże broń przed wersją ciasteczkową).
Bazą naszego musu jest masło shea oraz olej ze słodkich migdałów... choć dalej jest naprawdę równie ciekawie. Mamy tutaj olej z dzikiej róży, który regeneruje skórę i zapobiega powstawaniu rozstępów, olej słonecznikowy wzmacniający barierę skórną, ekstrakt z borówki zwiększający gęstość kolageno i wzmacniający gęstość w tkankach, a także wosk pszczeli, alkohol cetylowy (wzmania wnikanie składników aktywnych) i witaminę E chroniącą przed wysuszaniem skóry. Robi wrażenie prawda? Konsystencja, o której wspomniałam jest leciutka, ale silnie odżywcza, sama więc nie wiem czy ten produkt lepiej używać latem czy może właśnie w okresie jesiennym - zapach kojarzy mi się z latem, a że balsam wchłania się szybiutko pozwala mi jednak sądzić, że to w trakcie upałów sprawdzi się lepiej. Szczerze przyznam, że szkoda jest mi go używać :) W moim mieście niestety nie ma dostępu do Nacomi, więc oszczędzam ten mus jak tylko mogę bo odpowiada mi w nim dosłownie wszystko. Skóra jest mięciutka, pięknie pachnąca, nawilżona na długo... czego chcieć więcej!
O czystym maśle shea słyszała na pewno każda z Was. Jest to jeden z naturalnych produktów, które wykazuje szereg dobroczynnych działań na skórę i zawsze dobrze jest mieć go w swoim domu. To masełko, które widzicie kosztuje tylko 14,43 zł/100 ml (KLIK) a tak naprawdę ze wszystkich kosmetyków, jakie dziś tu pokazuję jest najbardziej przydatny i najsilniej działający. Masło przychodzi do nas w zbitej konsystencji, która pachnie no...mocno specyficznie (a tak naprawdę to pachnie kozą i za to nie lubię czystego masła shea, więc po prostu staram się nie zaciagać), ale z tego co widzę Nacomi posiada także wersje perfumowane, więc może to jest dla mnie lepsze rozwiązanie. Masło pod wpływem ciepła rąk rozpuszcza się do formy olejowej.
O właściwościach czystego masła shea można rozprawiać godzinami. Jest to produkt wilofunkcyjny i chyba prościej byłoby powiedzieć, że można go używać do wszystkiego. Intensywnie nawilża, pielęgnuje suche i zniszczone włosy, łagodzi stany zapalne, nie dopuszcza do wyszuszania skóry, jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym, można używać go w pielęgnacji noworodków, nie powoduje powstawania zaskórników i nie zapycha skóry, wygładza blizny, zapobiega starzeniu skóry a także zmniejsza swędzenie skóry. Jednym słowem panaceum na wszelkie możliwe dolegliwości - przy tak niskiej cenie i mnogości zastosowań warto go mieć w każdym domu. Ja już jestem w połowie opakowania - moje stopy pokochały shea i nigdy wcześniej nie wyglądały tak dobrze jak dziś. Przesuszone usta? Poszły w zapomnienie. Okolice oczu? Żaden problem. Od dziś shea będzie gościć u mnie na stałe!
Ostatni produkt też z pewnością znany jest każdej z Was. O glinkach mówi się głośno i co raz częściej wymyśla się im nowe zastosowania - od tradycyjnego wykorzystania je jako maski do twarzy, po zastosowanie je jako odżywki do włosów... ale ja dziś zaproponuję Wam oczyszczającą kąpiel w glince zielonej, którą można kupić za 14,43 zł/100g (KLIK) co daje nam mniej więcej trzy takie zabiegi. Oczywiście glinkę zieloną możecie wykorzystać tak jak chcecie, jednak ja kiedy po raz pierwszy zafundowałam sobie tonizującą kąpiel w wersji niebieskiej uwielbiam raz w miesiącu zafundować sobie takie domowe SPA.
Po co właściwie kąpać się w glince? A no właśnie po to by zapewnić skórze na całym ciele prawdziwą kurację czy to odżywczą, czy tonizującą czy łagodzącą... albo oczyszczającą tak jak w przypadku glinki zielonej, która jak zapewne wiecie wykazuje działanie regenerujące, oczyszczające i złuszczajacę. Taka 20 minutowa kąpiel zapewni Wam przyjemne ściągnięcie, skrzypienie skóry od czystości, wygładzenie i zmatowienie (dla osób borykających się np. z trądzikiem na plecach to naprawdę świetny zabieg), a wszystko to co później na nią nałożycie zostanie wręcz wypite przez skórę, która dozna zastrzyku odżywczego z kolejnego zastrzyku. Jeśli nigdy nie próbowałyście czegoś takiego... polecam chociaż raz zrobić sobie taką kąpiel. Wanna będzie brudna, będzie troszkę sprzątania, ale efekt jaki osiągnięcie będzie mało porównywalny z czymkolwiek innym. Ps. Moja uluiona glinka do kąpieli do niebieska, przy której skóra aż piszczy z oczyszczenia.
Jestem prawie pewna, że znacie Nacomi dlatego na koniec moja prośba do Was - co jeszcze warto przetestować? Macie jakieś swoje ulubione produkty? Mam mega ochotę na coś do włosów, więc jeśli możecie mi coś polecić to bardzo proszę :)
Buziaki i cudownego weekendu!
Owocowe muśnięcie skóry.
Jednym z najciekawszych rozwiązań w asortymencie Nacomi są nawilżające musy o wspaniałej, lekko jogurtowej konsystencji, która sunie po skórze niczym jedwab. W asortymencie znajdziemy wersję malinową, borówkową, mango oraz ciasteczkową dla wielbicieli słodkości. Każdy z nich to koszt 25 zł/150 ml (KLIK). Z racji, że jestem wielbicielką owocowych zapachów nie mogłam się oprzeć wypróbowania wersji borówkowej choć malina też niesamowicie mnie kusiła. Teoretycznie borówka ma za zadanie dodatkowo wzmocnić działanie wygładzające, ale tutaj bym się raczej cudów nie spodziwała. To po prostu przepięknie pachnący, nawilżający balsam do ciała o bajkowej konsystencji, dzięki której ma się ochotę zanurzyć w słoiku (Boże broń przed wersją ciasteczkową).
Bazą naszego musu jest masło shea oraz olej ze słodkich migdałów... choć dalej jest naprawdę równie ciekawie. Mamy tutaj olej z dzikiej róży, który regeneruje skórę i zapobiega powstawaniu rozstępów, olej słonecznikowy wzmacniający barierę skórną, ekstrakt z borówki zwiększający gęstość kolageno i wzmacniający gęstość w tkankach, a także wosk pszczeli, alkohol cetylowy (wzmania wnikanie składników aktywnych) i witaminę E chroniącą przed wysuszaniem skóry. Robi wrażenie prawda? Konsystencja, o której wspomniałam jest leciutka, ale silnie odżywcza, sama więc nie wiem czy ten produkt lepiej używać latem czy może właśnie w okresie jesiennym - zapach kojarzy mi się z latem, a że balsam wchłania się szybiutko pozwala mi jednak sądzić, że to w trakcie upałów sprawdzi się lepiej. Szczerze przyznam, że szkoda jest mi go używać :) W moim mieście niestety nie ma dostępu do Nacomi, więc oszczędzam ten mus jak tylko mogę bo odpowiada mi w nim dosłownie wszystko. Skóra jest mięciutka, pięknie pachnąca, nawilżona na długo... czego chcieć więcej!
Jeden produkt setki możliwości.
O czystym maśle shea słyszała na pewno każda z Was. Jest to jeden z naturalnych produktów, które wykazuje szereg dobroczynnych działań na skórę i zawsze dobrze jest mieć go w swoim domu. To masełko, które widzicie kosztuje tylko 14,43 zł/100 ml (KLIK) a tak naprawdę ze wszystkich kosmetyków, jakie dziś tu pokazuję jest najbardziej przydatny i najsilniej działający. Masło przychodzi do nas w zbitej konsystencji, która pachnie no...mocno specyficznie (a tak naprawdę to pachnie kozą i za to nie lubię czystego masła shea, więc po prostu staram się nie zaciagać), ale z tego co widzę Nacomi posiada także wersje perfumowane, więc może to jest dla mnie lepsze rozwiązanie. Masło pod wpływem ciepła rąk rozpuszcza się do formy olejowej.
O właściwościach czystego masła shea można rozprawiać godzinami. Jest to produkt wilofunkcyjny i chyba prościej byłoby powiedzieć, że można go używać do wszystkiego. Intensywnie nawilża, pielęgnuje suche i zniszczone włosy, łagodzi stany zapalne, nie dopuszcza do wyszuszania skóry, jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym, można używać go w pielęgnacji noworodków, nie powoduje powstawania zaskórników i nie zapycha skóry, wygładza blizny, zapobiega starzeniu skóry a także zmniejsza swędzenie skóry. Jednym słowem panaceum na wszelkie możliwe dolegliwości - przy tak niskiej cenie i mnogości zastosowań warto go mieć w każdym domu. Ja już jestem w połowie opakowania - moje stopy pokochały shea i nigdy wcześniej nie wyglądały tak dobrze jak dziś. Przesuszone usta? Poszły w zapomnienie. Okolice oczu? Żaden problem. Od dziś shea będzie gościć u mnie na stałe!
Z glinką Ci do twarzy.
Ostatni produkt też z pewnością znany jest każdej z Was. O glinkach mówi się głośno i co raz częściej wymyśla się im nowe zastosowania - od tradycyjnego wykorzystania je jako maski do twarzy, po zastosowanie je jako odżywki do włosów... ale ja dziś zaproponuję Wam oczyszczającą kąpiel w glince zielonej, którą można kupić za 14,43 zł/100g (KLIK) co daje nam mniej więcej trzy takie zabiegi. Oczywiście glinkę zieloną możecie wykorzystać tak jak chcecie, jednak ja kiedy po raz pierwszy zafundowałam sobie tonizującą kąpiel w wersji niebieskiej uwielbiam raz w miesiącu zafundować sobie takie domowe SPA.
Po co właściwie kąpać się w glince? A no właśnie po to by zapewnić skórze na całym ciele prawdziwą kurację czy to odżywczą, czy tonizującą czy łagodzącą... albo oczyszczającą tak jak w przypadku glinki zielonej, która jak zapewne wiecie wykazuje działanie regenerujące, oczyszczające i złuszczajacę. Taka 20 minutowa kąpiel zapewni Wam przyjemne ściągnięcie, skrzypienie skóry od czystości, wygładzenie i zmatowienie (dla osób borykających się np. z trądzikiem na plecach to naprawdę świetny zabieg), a wszystko to co później na nią nałożycie zostanie wręcz wypite przez skórę, która dozna zastrzyku odżywczego z kolejnego zastrzyku. Jeśli nigdy nie próbowałyście czegoś takiego... polecam chociaż raz zrobić sobie taką kąpiel. Wanna będzie brudna, będzie troszkę sprzątania, ale efekt jaki osiągnięcie będzie mało porównywalny z czymkolwiek innym. Ps. Moja uluiona glinka do kąpieli do niebieska, przy której skóra aż piszczy z oczyszczenia.
Jestem prawie pewna, że znacie Nacomi dlatego na koniec moja prośba do Was - co jeszcze warto przetestować? Macie jakieś swoje ulubione produkty? Mam mega ochotę na coś do włosów, więc jeśli możecie mi coś polecić to bardzo proszę :)
Buziaki i cudownego weekendu!
dla mnie kokos to jeden z najpiękniejszych zapachów, może i nawet najpiękniejszy :D gdybym była mniej leniwa, to pewnie bym się zachwycała takim peeligiem :D
OdpowiedzUsuńPowiem tak... chcę wszystko! Szczególnie peeling kokosowy, już mam włączoną stronę :D
OdpowiedzUsuńten peeling kokosowy jest fantastyczny, a jak pachnie- bajka, podobnie jak mus, ale ja mam wersję ciasteczkową, bardzo apetyczną
OdpowiedzUsuńDo tego tradycyjnego możesz być i leniuszkiem :)
OdpowiedzUsuńHahah :D no czyli udało mi się przekonać :D szalej :)
OdpowiedzUsuńMnie jeszcze ogromnie ciekawi mus mango... to musi być bajka :)
OdpowiedzUsuńKocham zapach kokosa,dlatego pierwszy peeling z kokosem mega mnie zainteresował ;)
OdpowiedzUsuńwww.beautybloganeta.blogspot.com
Do mnie leci właśnie suchy peeling kokosowy i tradycyjny kawowy :) Już się doczekać nie mogę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinkę z nacomi, a reszta produktów to dla mnie nowość, ale za to jaka zachęcająca nowość :)
OdpowiedzUsuńTakie peelingi lubię robić sama :) A czyste masło shea miałam i nie pachniało mi kozą :D Nie wiem :D Ciekawe to Nacomi, muszę się przyjrzeć tym kosmetykom :)
OdpowiedzUsuńO matko! Schrupałabym wszystko!
OdpowiedzUsuńCudne zestawienie ❤ Nie wiedziałam,że Nacomi ma tak ciekawe produkty, kojarzyłam markę głównie z olejami. Takowe mazidła uwielbiam tworzyć sama, ale tu prezentują się tak zachęcająco, że może przy jakiejś okazji skuszę się na "gotowca" :) Skoro oleje Nacomi są w ofercie Hebe, powinnam też znaleźć tam pozostałe ich produkty, prawda? Orientujesz się może? :)
OdpowiedzUsuńKuszące produkty:) lubię takie rozpieszczanko;) Ciekawe czy peeling przebiłby moje kochane BodyBoom:P
OdpowiedzUsuńŚwietne są te kosmetyki <3 Mam trochę z Nacomi na wish liście :)
OdpowiedzUsuńJestem wielką fanką marki Nacomi od przeszło 2 lat <3 Na szczęście w mojej okolicy jest sklepik z produktami eko, gdzie mają też kosmetyki Nacomi, więc mam do nich stały dostęp. Nie wiem czy wiesz, ale Nacomi dostaniesz także w Hebe.
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie wypróbować ten peeling w saszetce, bo do tej pory miałam tylko te w słoiczkach. Musy pachną obłędnie, borówkowy to mój ulubiony.
Akurat do włosów nic nie miałam, ale za to mogę polecić arganowy kremik pod oczy, wspaniale nawilża :)
Bardzo mnie zachęcają te opakowania, super wyglądają i chętnie bym sobie je przygarneła. Peeling organiczny szcególnie dla mnie do wypróbowania bo ja bardzo się skupiam na 100% naturalnych produktach :) Jak byś miała czas i ochotę to zapraszam do siebie na Jesienną inspirację http://szymkowerobotki.blogspot.ie/p/romwe-fashion.html
OdpowiedzUsuńDrugi też jest z kokosem :)
OdpowiedzUsuńNo ciekawa jestem jakie będą Twoje wrażenia :)
OdpowiedzUsuńI nie rujnująca portfela na szczęście :)
OdpowiedzUsuńJa mam zawsze mega pecha bo każde masło shea (wyłączając Indigo) pachnie mi kozą :D
OdpowiedzUsuńChrup Chrupppppp :D
OdpowiedzUsuńMyślę, że na spokojnie :) Z tego co widziałam w Hebe są dostępne wszystkie te produkty :) wiec nic tylko brać, kupować i się zachwycać :)
OdpowiedzUsuńNo nie mów ;p Przyznam szczerze. że wszystko co kokosowe musi być moje ;D do tego, baaardzo zachęcił mnie peeling, gdyż tak jak piszesz jest mocny, ale nie narobi szkód :) Kusisz.
OdpowiedzUsuńZapachem nie, ale działanie takie samo :)
OdpowiedzUsuńWiem Kochana o Hebe, ale w mojej mieścinie go nie ma :(
OdpowiedzUsuńKrem pod oczy zapamiętam <3
No przyznam szczerze, że ten peeling to mnie zabił i składem i zapachem <3 cudowny produkt.
OdpowiedzUsuńTak nie narobi bo to tylko cukier - wiadomo na początku ostry, ale z dłonią i ciepłą wodą szybko się rozpuszcza :)
OdpowiedzUsuńNajbardziej skusiłaś mnie peelingiem i masłem shea (ale musiałabym wziąć wersję perfumowaną) :D A no i mus borówkowy też wydaje się świetny :)
OdpowiedzUsuńSą na pewno cudowne i chciałabym im kiedyś dać szansę; choć ja niestety miałam raz peeling Nacomi do twarzy, który po jednym czy dwóch użyciach mi się zważył i niestety nie do końca się sprawdził. Za to do ciała bardzo sobie chwalę naturalne peelingi Yasumi czy Bania Agafii :)
OdpowiedzUsuńA, i zapomniałam Ci powiedziec, że uwielbiam Twoje InstaStory! :) wczoraj padłam, jak uczciłaś minutą ciszy saszetki zwane produktami pełnowymiarowymi w pewnym znanym boxie kosmetycznym ;) xoxo
OdpowiedzUsuńZainteresowały mnie peelingi. Jak moje się skończą to się skuszę. A z Nacomi mam mus Mango i to, że na skórze zamienia się w olej jest takie średnie dla mnie, bo nie lubię za tłustych mazideł.
OdpowiedzUsuńDo tej pory z Nacomi miałam jedynie oleje. Ciągle kuszą mnie inne kosmetyki, ale właśnie ich ceny nie zawsze są współmierne do ilości. Wszystko co prawda zależy od punktu widzenia, ale w końcu pewnie sięgnę po więcej :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu wypróbować coś z Nacomi.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że mają takie musy. Fajnie to wygląda! :-)
Koko koko euro spoko...
OdpowiedzUsuńA nie, to o kokosie miało być. No cóż, ten zapach uwielbiam i zapożyczę się w Twoje stwierdzenie 'biorę w ciemno!' :D A chociaż kawy często nie pijam, to coś tak czuję, że i z tą wersją by było cacy cacy. Przerwy mi trzeba. Długiej kąpieli. Pachnideł i fajnych kosmetyków. A co!
Zdrowieję więc i biegnę! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam masło shea <3 Glinkę również pokochałam.
OdpowiedzUsuńDokładnie, chociaż nadal glinki rosyjskie wychodzą najtaniej :D
OdpowiedzUsuńMiałam peeling BodyBoom i był świetny, więc zaciekawiła mnie wersja Nacomi, ale niestety 46zł to nadal bardzo dużo jak na kawowy peeling ;( Zostaję przy tym domowym ;)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie do tych produktów, nie miałam jeszcze nic z Nacomi. Na razie muszę wykończyć zapasy balsamów, które mam. Mam jedno zarąbiste masło prosto z Grecji i już nie mogę się doczekać, aż się za nie wezmę :D Najbardziej kusi mnie ten borówkowy mus ... :)
OdpowiedzUsuńMarkę znam jedynie ze słyszenia i opinii innych, natomiast sama jak dotąd nie skusiłam się na ich produkty. Uwielbiam jednak w kosmetykach zapach kokosa i do peelingu mnie skutecznie przekonałaś ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej zainteresował mnie peeling, bo uwielbiam chyba wszystkie rodzaje scrubów do ciała. Ciekawa jestem tego zapachu, bo bardzo lubię aromat nierafinowanego oleju kokosowego, który pachnie jak soczyste wiórki kokosowe :)
OdpowiedzUsuńA co takiego? Może powiększę swoją :D
OdpowiedzUsuńNo no jak shea to tylko perfumowane, bo doznania są dość ekstremalne :D
OdpowiedzUsuńOjej, to już wiem czego nie brać :/
OdpowiedzUsuńHahahhaha :D Dzięki Kochana :D Zawsze się śmieję później z tego Insta bo to wszystko tak spontanicznie wychodzi, a potem się zastanawiam czy wstydu sobie nie robię :D
OdpowiedzUsuńNo to akurat kwestia bardzo indywidualna, a jak z zapachem mango? :)
OdpowiedzUsuńNo przykładowo ten suchy peeling czy oleje do włosów już mają dość wysokie ceny więc zgadzam się z Tobą :)
OdpowiedzUsuńMusy bajkowe, spróbuj koniecznie :)
OdpowiedzUsuńPakuję torbę i już jadę <3
OdpowiedzUsuńOj tak, ja długo nie doceniałam masła shea... jeszcze gdyby zechciało pachnieć troszkę lepiej to chyba bym zużywała kilogramami :)
OdpowiedzUsuńMasz rację - to i tak jest wysoka cena :)
OdpowiedzUsuńUuuuu... a cóż to za masełko? Uwielbiam greckie zapchy!
OdpowiedzUsuńOj no to ten pierwszy cudak na pewno by Cię rozkochał bo to taki najprawdziwszy, soczysty kokos :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Mokre, puszyste wiórki kokosowe to idealne określenie dla tego peelingu :) Jest cudny :)
OdpowiedzUsuńZapach jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńmasło z firmy Rizes Crete. Z oliwą z oliwek, papają i granatem. Bez parabenów, silikonów i olejów mineralnych. Do tego mam jeszcze peeling , który jest mega porządnym zdzierakiem. Kończę peeling z Lirene i balsam z La Roche-Posay i biorę się za te dwa cudeńka :D
OdpowiedzUsuńAkurat z marką Nacomi się mijam, więc nie pomogę :(
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam ich peelingi do ciała, szczególnie pomarańczowy!
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam peeling do ciała pomarańczowy, pachnie przecudnie a działanie pewnie ma podobne do innych peelingów Nacomi. Mam też bardzo fajny peeling do twarzy z korundem no i maseczki algowe ;)
OdpowiedzUsuńNie, no coś Ty! Jest git :)
OdpowiedzUsuńMus borówkowy najbardziej mnie zainteresował, ale w codziennej pielęgnacji sprawdziłby się pewnie każdy z tych kosmetyków:).
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia♥
Kocham Nacomi, a ich peeling pomarańczowy polecam z całego serca.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Nacomi, choć szczerze mówiąc, dopiero odkrywam jakie skarby wydają na rynek. W czwartek kupiłam mus do ciała o zapachu ciasteczek - istny geniusz! Ale chyba muszę dokupić ten borówkowy, bo kusisz! :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kosmetyki Nacomi - mam z nimi styczność już kilkanaście miesięcy i jeszcze na żadnym z nich się nie zawiodłam :) Szkoda tylko, że tak mała ich ilość dostępna jest stacjonarnie, a nie zawsze mam ochotę na zamawianie kilku z nich :C
OdpowiedzUsuńNajbardziej ciekawi mnie chyba peeling kawowy, muszę go kiedyś przetestować :)