Moja koreańska pielęgnacja twarzy - Missha White Cure.


 Na przestrzeni lat wypracowałam sobie pewien schemat pielęgnacji mojej twarzy, która sprawdza się u mnie znakomicie. W okresach przejściowych pomiędzy poszczególnymi kuracjami ufam tylko i wyłącznie naturze - jest to moment gdy skóra potrzebuje po prostu nawilżenia, odżywienia czy odzyskania równowagi. Sytuacja ma się zupełnie inaczej kiedy nadchodzi okres wprowadzania do pielęgnacji specjalistycznych programów - rozjaśniania, ujednolicania czy walki z zaskórnikami... nauczyłam się już, że żadne inne produkty nie spisują się u mnie lepiej w tej kwestii aniżeli te pochodzące z Korei będące połączeniem składników naturalnych i tych, które powstają w warunkach laboratoryjnych - robi to mojej skórze niesamowicie dobrze i przetestowałam już na sobie zarówno kuracje przeciwstarzeniowe, mocno oczyszczające i na bazie witaminy C, a teraz nadszedł okres rozjaśniania przed okresem letnim, a na tym Koreańczycy znają się jak nikt inni. Dziś pokrótce opowiem Wam o tym jak wygląda to obecnie.



MISSHA WHITE CURE.


Markę Missha uwielbiam pod każdym względem - jest dopracowana w każdym szczególe, bazuje na bardzo wyszukanych składnikach no i każdy produkt jaki miałam do tej pory okazywał się strzałem w dziesiątkę. Niestety Missha w Polsce jest potwornie droga - postanowiłam więc zamówić swój zestaw bezpośrednio z Korei na stronie JOLSE (KLIK) dzięki czemu można zaoszczędzić naprawdę sporą sumę (przesyłka jest darmowa). W Polsce zestaw White Cure to koszt około 400 zł - często nie można kupić tych produktów razem, a pojedynczo co już w ogóle niesamowicie zawyża cenę, więc naprawdę warto zamawiać te kosmetyki bezpośrednio z Korei. Mój set kosztuje jakieś 74 dolary czyli biorąc pod uwagę dzisiejszy kurs to mniej więcej 292 zł. Jest różnica prawda? W skład zestawu wchodzą trzy produkty pełnowymiarowe pozwalające na długą kurację (podejrzewam, że zużycie zajmie mi 4 miesiące, więc dziś napiszę Wam o swoim pierwszym wrażeniu) + cztery miniaturki, które ułatwiają sprawę w trakcie wyjazdów. Bardzo przemyślane! Zresztą... spójrzcie jak to wszystko pięknie wygląda. Luksus w najczystszej postaci.

MISSHA WHITE CURE TONER.


Po dwuetapowym oczyszczaniu twarzy nakładam toner, który jest pierwszym krokiem ku mojej rozjaśniającej kuracji. Przepiękna, ciężka i masywna butla skrywa w sobie 150 ml gęstego, perłowego tonera, który pełni funkcję naszego europejskiego toniku. Jego zadaniem jest przygotowanie skóry pod lotion i krem - ułatwia on przepływ substancji aktywnych do skóry i jednocześnie wyrównuje poziom pH po oczyszczaniu, które zaburzyło warstwę hydrolipidową skóry. Jedyną wadą jest wydobywanie tonera - dziurka jest mała, a sam produkt gęsty więc trzeba się troszeczkę namachać żeby wydobyć odpowiednią porcję. Toner nakładam na dłonie i wciskam w twarz, która momentalnie staje się bardzo gładka... i jakby przeciągnięta silikonem (nie ma go w składzie). Jego zapach, podobnie jak pozostałych produktów jest dość specyficzny - trochę jak pranie, a trochę jak kosmetyki fryzjerskie.


 MISSHA WHITE CURE LOTION.


Drugim krokiem jaki stosuję jest nałożenie lotionu - leciutkiego kremu, który zamknięty jest w najpiękniejszej butelce jaką widziałam! Ma pompkę, której brakuje mi w tonerze, jest leciutki jak chmurka i jego zadaniem jest transport pierwszych substancji aktywnych do skóry (przypominam, że głównym założeniem serii White Cure jest rozjaśnienie skóry i przywrócenie jej naturalnego blasku). Uwielbiam ten kosmetyk! Po nałożeniu na skórę zamienia się w wodę przez co wchłania się dosłownie w kilka sekund, a już daje przyjemne uczucie na twarzy - nawilża, wygładza i jeszcze bardziej intensyfikuje wrażenie wygładzenia. Tak naprawdę przed nałożeniem makijażu można by skończyć już na tym kroku - skóra jest fantastycznie przygotowana i naprawdę nie potrzebuje więcej... no ale mamy jeszcze krem właściwy.


MISSHA WHITE CURE CREAM


To trzeci wieńczący kurację krem, który stosujemy na koniec. Jego słoiczek... jest prześliczny! Ciężki, masywny z dołączoną szpatułką, która ma za zadanie pozwolić utrzymać maksymalną higienę produktu... a na wieczku znajduje się poręczne lusterko. Jego konsystencja jest bardziej treściwa niż w przypadku lotionu, ale nadal nie można powiedzieć o nim, że to kosmetyk ciężki. Po jego nałożeniu na toner i lotion skóra wygląda jak marzenie! Jest gładka jak jedwab, bardzo mocno nawilżona i co ciekawe właśnie w trzecim kroku staje się mocno napięta. Minął dokładny miesiąc od stosowania kuracji White Cure - każdego ranka i wieczoru, a ja zaczynam dostrzegać pewne efekty, choć podejrzewam, że to jeszcze nie jest to co finalnie osiągnę (aktualizację przygotuję za 3 miesiące). Missha rokuje naprawdę świetnie, a to jak wygląda i jak zachowuje się na skórze pozwala mi snuć pierwsze wniosku.


 Oprócz wspomnianego nawilżenia, wygładzenia i napięcia Missha daje mi poczucie maksymalnej pielęgnacji - gdy dotyka się skóry po nałożeniu trzech kroków czuć wyraźnie, że spija ona produkty jak nigdy wcześniej. Podobny efekt osiągałam sztandarową esencją na bazie drożdży i już wiem, że produkty Misshy tak właśnie działają - intensywnie jak żadne inne europejskie kosmetyki. Póki co nie zauważyłam by cokolwiek mnie zapychało - drobne niedoskonałości zaleczają się szybciej, a policzki nabierają nowego koloru. Nie chcę wydawać osądu na tym etapie, ale jeśli będzie tylko lepiej to Missha pozostanie moją ukochaną marką Koreańską już na zawsze. Tak obecnie prezentuje się moja aktualna pielęgnacja twarzy - do tego dorzucam tylko antyoksydacyjne serum Xingu Santaverde

Zresztą... czy nie wygląda po prostu pięknie?
Udanego dnia! :)
Buziaki :)


EDIT:

Po dwóch miesiącach użytkowania jestem zmuszona odstawić zestaw - po mimo fantastycznego pierwszego wrażenia zestaw mnie uczulił :( Paskudna sprawa...

Komentarze

  1. Rzeczywiście kosmetyki prezentują się pięknie :) Niestety są poza naszym zasięgiem cenowym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglądają pięknie, jestem ciekawa jakie będą efekty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny zestaw! bardzo luksusowo wygląda ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kosmetycznie nawiedzona25 marca 2017 13:58

    Szata graficzna piękna! Też mam zamiar na wiosnę zaopatrzyć się w koreańską pielęgnację, ale póki co zainteresowała mnie marka Holika Holika :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyglądają pięknie i bardzo profesjonalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, aż mi się oczy zaświeciły :D Przepiękny zestaw

    OdpowiedzUsuń
  7. kusi mnie ta firma bardzo <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli chodzi o koreańską pielęgnację, to jako takiej w swoim życiu jeszcze nie testowałam. Nie mam pojęcia jak moja skóra zareagowałaby na te produkty, ale na razie jestem na etapie totalnej miłości do natury i zobaczymy co z tej naszej relacji wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Justyna ja od samych zdjęć mam na nie ochotę :) Zestaw wygląda zachęcająco, a Twoje zdjęcia jeszcze to potęgują. A co do samego zestawu, to chyba kuracja wybielająca nie do końca mnie kręci. Wolę nie sprawdzać czy mają nawilżającą :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Całkiem przyjemny zestawik, do tego piękne opakowania i niezła sumka zaoszczędzona. Brawo Ty ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię to, że oni myślą o podróżnych wersjach, mało kto przykłada do tego wagę :) z Missha chyba najbardziej lubię serię "Waterfull", ale przyznam szczerze, że time revolution to też ciekawa pozycja :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wygląda przepięknie ten zestaw a jego działanie zapowiada się całkiem nieźle. Sama walczę z przebarwieniami więc będę czekać na efekty kuracji ☺

    OdpowiedzUsuń
  13. Kupiłam z tej serii serum i w życiu po niczym mnie tak nie wysypało jak po nim. Miałam okropne ropne gule i zamiast wybielanie i wyrównania kolorytu miałam dorobiłam się okropnych przebarwień. Teraz wydaję ogromne pieniądze na laser żeby się ich pozbyć. Osobiście odradzam osobom z trądzikiem. Oczywiście ilość zaskórników wzrosła znacząco także :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Tu jest jakby luksusowo! Zestaw wygląda pięknie, idealnie na prezent, chociaż nie wiem, czy byłabym skłonna komuś go oddać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydają się bardzo fajne te kosmetyki ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wygląda pięknie i luksusowo! :) Przeglądałam już sobie asortyment Jolse i ceny rzeczywiście mają sporo niższe niż u nas i na pewno poczynię tam pewne zakupy ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój czas i komentarz - jeśli podoba Ci się tu na tyle, byś chciał wrócić - zapraszam do obserwowania i odwiedzenia mojej strony na facebooku.

W wolnej chwili na pewno odwiedzę Twój blog, nie musisz zostawiać osobnego linku :)

instagram @hushaaabye

Copyright © Hushaaabye