Kosmetyki i akcesoria, których w ogóle nie używam.

Gdzieś utarło się przekonanie, że my blogerki kosmetyczne większą część dnia spędzamy smarując się kremami i wklepywaniem niezliczonych ilości produktów począwszy od przestrzeni pomiędzy palcami stóp na kremach do natłuszczania okolic za uszami kończąc. W mojej rodzinie na przykład każdy członek, który zagląda do mojej szafy z przerażeniem spogląda na ilość produktów - fakt faktem, że normalny śmiertelnik ma prawo czuć się przytłoczony bo nasza pielęgnacja zazwyczaj jest o wiele bardziej rozbudowana, ale musimy mieć także materiał "porównawczy" (przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę choć naprawdę wprowadzam w życie minimalizm), ale wcale nie oznacza to, że stosujemy wszystko do wszystkiego - jestem pewna, że każda z Was świadomie rezygnuje z jakiegoś rodzaju produktów czy to z jakiegoś postanowienia czy też ogólnych upodobań. Swoją drogą zawsze bawią mnie memy czy powiedzonka na temat blogerek wśród znajomych - spotkałyście się z podobnymi stereotypami? Abstrahując jednak od moich przemyśleń dziś pokrótce opowiem Wam jakich kosmetyków nie używam i jaka jest tego przyczyna. 

Henna do brwi i rzęs.


Mimo, że moje włoski są naprawdę jasne i rzadkie (gorzej być nie może, wierz mi) to na samą myśl o wykonywaniu henny mam dreszcze. Wynika to tylko i wyłącznie z mojego strachu - po prostu nie wyobrażam sobie żebym sama czy ktokolwiek inny eksperymentował z moją okolicą oczu jakimiś farbkami tym bardziej, że efekt zanika po czasie. Wydaje mi się to zbyt ryzykowne i choć mam świadomość, że zapewne strach jest nieuzasadniony to za żadne skarby świata nigdy nie zrobię sobie henny.


Żele/pianki do depilacji.


Nie nie moje Panie... nie zamierzam się zimą w żaden sposób dogrzewać. Nie używam pianek i żeli do depilacji bo jest to produkt, który bardzo łatwo zastąpić - odżywką bądź maską do włosów. Od lat praktykuję ten sposób i nie pamiętam już kiedy kupowałam osobny produkt przeznaczony do depilacji. To bardzo łatwe i ekonomiczne rozwiązanie tym bardziej gdy np. nie wiecie co zrobić z nielubianą maską do włosów - nic się nie zmarnuje :).

Bazy pod tusze/bazy pod pomadki.


W moim odczuciu to tzw. wybryk dla tyłka. Rozumiem, że niektórym osobom takie produkty są potrzebne, ale mam wrażenie, że to jest tak ogromne napędzanie konsumpcjonizmu, że niedługo nasz rynek utonie w pierdołach tego typu - o ile bazę pod tusz jestem w stanie zrozumieć bo zdarzają się też te dobrej jakości tak jakieś podkłady pod szminki czy błyszczyki są już dla mnie zbyt abstrakcyjne i o ile kobieta nie jest wizażystką lub prawdziwą pasjonatką makijażu to naprawdę nie musi stosować podobnych specyfików - zresztą same zauważcie jaki przesyt tego typu rzeczy pojawia się na półkach.

Peelingi do twarzy.


Odkąd posiadam swoją Lunę 2 peelingi do twarzy są po prostu zbędne. To niesamowite jak ta szczoteczka ułatwiła mi funkcjonowanie - nie dość, że skóra odżyła, rozszerzone pory nie są już tak straszne to mogłam zaoszczędzić na kolejnym kosmetyku - tak to lubimy!

Kremy do stóp.


Nigdy nie miałam problemów ze skórą na stopach toteż w moich zbiorach nikt nie uświadczy żadnego kremu do stóp - poza tym dobry balsam czy masełko potrafią zdziałać cuda. Po co więc kolejny, zbędny kosmetyk?

Pojedyncze cienie.


Ochhh jak ja nienawidzę tych małych, wrednych puzderek, które nie dość, że zajmują dużo miejsca, tworzą bałagan to do tego strasznie wydłużają czas wykonywaniu makijażu - jestem totalną zwolenniczką palet, więc każdy pojedynczy cień (chyba, że jest wyjątkowo urokliwy) leci dalej w świat.


Zalotka.


Kolejne narzędzie tortur... dziewczyny naprawdę się tego nie boicie? Pewnie wyjdę dzisiaj przed Wami na totalnego tchórza, ale ja zwyczajnie boję się zalotek - moje włoski są krótkie i żeby je złapać to musiałabym się nieźle nawyginać, a bliższy kontakt tego kawałka metalu na samą myśl wywołuje we mnie dreszcze. Brrrrr...

Klasyczne lakiery do paznokci.


Pewnie jak większa część z Was po odkryciu magii manicure hybrydowego całkowicie odstawiłam lakiery do paznokci w klasycznym wydaniu - kiedyś nawet próbowałam coś tam namalować, ale efekt tak bardzo mi się nie podobał, że zmyłam po godzinie (tyłek do dobrego się przyzwyczaił, prawda?) . Niestety w moich zbiorach jest jeszcze cały ogrom klasycznych lakierów - większość nieotwieranych i żal jest mi wyrzucić je wszystkie na raz... Pozbywam się ich stopniowo, ale jestem pewna, że niebawem nie będę mieć już ani jednej sztuki. 

Dziwaczne pędzle do makijażu.


Szczoty, szczoteczki, wachlarze, kocie języczki... nie nie to nie dla mnie. Od kilku lat mam swój sprawdzony zestaw pędzli danego rodzaju i każda próba eksperymentów z czymś nowym kończy się tak, że dziwak trafia do pudełka, leży jakiś czas, budzi we mnie wyrzuty sumienia i leci w świat tudzież do śmietnika. Nie jestem w stanie przekonać się do pędzlowych nowości - w mojej kosmetyczce zawsze są dobre jakościowo, ale bardzo podstawowe egzemplarze, którymi mogę wykonać każdy makijaż.

Lakiery do włosów/utrwalacze/nabłyszczacze.


Jeszcze się nie narodził lakier, który by ujarzmił moje włosy - stosowałam takie za 10 zł i 100 zł, a i tak efekt był taki sam czyli żaden. W moich zbiorach zatem nikt nie spotka lakierów do włosów, ale też żadnych specyfików nadających blask czy utrwalających efekt prostowania - w moim przypadku to po prostu marnotrawienie pieniędzy. 


Próbki produktów do twarzy.


O nie nie... nie ma u mnie miejsca na twarzowe eksperymenty. Odkąd na dwa tygodnie załatwiłam się próbką serum Tołpy omijam je wszystkie szerokim łukiem - zresztą uważam, że jeśli nie mam do czynienia z co najmniej 15 ml miniaturą danego kosmetyku to nie ma szans by móc go w jakiś sposób ocenić. Próbkom, saszetkom i innym cudom mówię zdecydowanie nie. Miniatury za to uwielbiam, zbieram i uwielbiam je fotografować.


Jestem bardzo ciekawa jakich Wy kosmetyków lub akcesoriów w ogóle nie używacie i z jakiego powodu - koniecznie podzielcie się ze mną swoimi "zbędnikami" - czy znajdę wśród Was podobnego do mnie boidudka? :)




Komentarze

  1. Ja akurat lubię cienie pojedyncze, bo w gotowych paletach zawsze znajdą się takie, które mi nie odpowiadają, a tak to kupię dokładnie te kilka kolorów, których faktycznie będę używać, z tym że ja rzadko maluję oczy :) I jednak mimo wszystko preferuję wkłady magnetyczne, żeby sobie zestawiać je po swojemu :) Także krem do stóp to u mnie mus, mam tragicznie twarde i suche pięty... Ale również jestem za ograniczaniem produktów, jeśli nie ma potrzeby, to po co mnożyć butelki :) W tej chwili ograniczam ilość produktów do włosów, bo widzę, że jednak moje kudły wolą minimalizm.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kremów do stóp również nie kupuję bo nie chce mi się używać odrębnego kosmetyku . I tak mam problem ze zmuszeniem się do użycia balsamu do ciała więc zazwyczaj już jak to robię to razem ze stopami. Chociaż czasem latem kupuję jakiś produkt chlodzacy bo lubię takie uczucie odświeżenia. Nie używam też bazy pod cienie. Najczęściej w tej kwestii stosuje po prostu korektor lub cień w kremie np maybelline.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zalotki nigdy nie uzywalam, henny tez :)
    Pedzle do makijazu mam 4, baze tylko pod minerały, a kremy do stóp miałam chyba ze dwa w życiu :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ja większość używam :D ale od henny trzymam się z daleka. Dawno temu jak jeszcze miałam jako takie pojęcie o kosmetykach nałożyłam sobie hennę proszkową i za długo ją trzymałam. lub z nią było coś nie tak. Od tamtej pory nie mogę dość do ładu z moimi brwiami a bez pomady czy cienia na brwi nie może się obejść. Więc dziewczyny uważajcie z hennami a poza tym żelowe są o wiele bezpieczniejsze i delikatniejsze aby uzyskać naturalny efekt podkreślonych brwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to mam podobnie :) tylko hybryd nie używam, bo u mnie trzymają się tylko tydzień i mam brzydki odrost, więc za dużo z tym zachodu, i boję się, że tyle acetonu osłabi mi płytkę - ot, takie moje małe lęki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam lubię gadżety i pierdołki :D Hennę zaczęłam robić od niedawna i się zastanawiam dlaczego tak późno - wychodzi mi mój naturalny brąz, wystarczy, że nałożę jakiś krem BB czy nawet CC przy lepszym stanie cery i mogę lecieć w miacho. Tak samo zalotka dla mnie jest koniecznością :P Nie używam lakierów do włosów, pianek do depilacji i tych wszystkich baz :P Niedługo będzie baza pod bazę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. mam bardzo jasne brwi i hennę robię co tydzień- bell kremowa grafitowa, nakładam i po 3 minutach zmywam. efekt zawsze jest super.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie też drażnią pojedyncze cienie do powiek ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. bardzo fajny wpis :) ja nie używam wielu wymyślnych kosmetyków, typu gąbeczka do makijażu, szczotka do podkładu, zalotka, pianka, czy inne bazy i utrwalacze. Zupełnie nie odczuwam takiej potrzeby. Ja lubię prostotę i szkoda mi mojego czasu (i pieniędzy) na takie eksperymenty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Też nie używam pianki do golenia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Próbki to faktycznie zmora, choć ja je lubię, nie używam też zalotki, lakieru do włosów i dziwnych pędzli, tak samo nie potrzebuje pianki do golenia, bo mam golarkę elektryczną i golę się na sucho.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie stosowałam jedynie henny do brwi i rzęs. Do depikacji używam depilatora, a zalotka mi łamie rzęsy, nie umiem się nią posługiwać, może dlatego. Cienie pojedyncze mi nie przeszkadzają, denerwują mnie za to palety ze źle dobranymi cieniami. Zajmuje wtedy miejsce i mało się sprawdza, ale to nie tyczy się wszystkich palet, dlatego zdarza mi się że kupuję pojedyncze :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z henny sama również nie korzystałam, ale pozostałe kosmetyki nie są dla mnie obce. Ostatnio przerzuciłam się na zakupy z jednego konkretnego miejsca https://kosme.pl/ - i nie skacze już po innych sklepach. Oprócz tego, że mam teraz kilka swoich ulubionych marek, także zauważyłam większą ilość pieniędzy w kiesie :D chyba zasługa rzadszego robienia zakupów.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyznam się szczerze, że unikam podobnych produktów. Bardzo często uważam, że są zbędne w mojej pielęgnacji czy makijażu - niemniej jednak krem do stóp u siebie bym zostawiła ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja osobiście bez peelingu się nie obędę, nie nie, ten produkt obowiązkowo ;) Zalotka? kiedyś stosowałam, ale zrezygnowałam z niej całkowicie i dobrze mi z tym.
    A henny też się bałam, ale nadarzyła się okazja to i sprawdziłam wreszcie bo ciekawość była silniejsza ;) I w sumie jestem na tak.
    Żele i pianki do depilacji kupuję, ale chętnie sprawdzę Twój sposób ;) Bo czemu nie, może się spodoba.
    Kremy do stóp również posiadam, bo moje stopy niestety wymagające bardzo, a lakiery od niedawna stoją samotne bo mając hybrydy faktycznie nie mam ochoty wracać do tradycyjnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja używam z powodzeniem większości produktów, które wymieniłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Akurat baza pod pomadkę potrafi naprawdę zdziałać cuda. Szczególnie w połączeniu z intensywnym kolorem, który jest bezlitosny dla wszelkich niedoskonałości i nierówności na wargach.
    A dziwaczne pędzle do makijażu uwielbiam! Moimi ulubionymi w tej chwili są miotełki, wachlarzyki, puszyste języczki (jeju, co za głupia nazwa :D) i inne cuda, które zadziwiają tym, jak pięknie potrafią rozprowadzić produkt na skórze.
    Tak jak Ty, nie używam zalotek. Boję się ich strasznie. Aż wstyd się przyznać, że jestem blogerką urodową, która nigdy w życiu nie użyła zalotki na swoich rzęsach ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. U mnie na próżno szukać DOKŁADNIE tych samych produktów, z wyjątkiem peelingów do twarzy (bez nich nie mogę żyć!). Zalotka zawsze była dla mnie zbędnym gadżetem, podobnie jak bazy pod tusze i pomadki (mamy dziś na rynku tak dobre produkty, że naprawdę nie trzeba używać pod nie baz). Pojedynczych cieni do powiek też nie lubię, zdecydowanie wolę palety (chyba, że są to cienie Inglota, wtedy wkładam je w magnetyczne paletki) :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Akurat peelingu do twarzy to na pewno sobie nie odmówię, bo dla mnie stosowanie ich to po prostu przyjemność :) W kwestii lakieru to mam podobne zdanie, bo w sumie potrafią ujarzmić moje włosy, ale na krótko i za jakąś godziną wszystko wraca do normy, a właściwie do bałaganu :D

    OdpowiedzUsuń
  20. O tak, również nie znoszę pojedynczych cieni :/ Zaraz mam ochotę je rozbroić i wrzucić do mojej flexi palette :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Piękne zdjęcia jak zawsze <3 Ta mini lampa z Semilac jest przesłodka ;)
    Ja nie używam zalotki i nie wyobrażam sobie operować tym urządzeniem wokół oczu ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. O no to jeszcze jest bardzo dobre rozwiązanie - gorzej jakby te wszystkie pudełeczka składować gdzieś w szufladzie... i weź się później zdecyduj :D Ja nie potrafię - muszę mieć paletkę :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Czyli Twoje włosy podobnie jak moje przechodzą bunt każdego dnia? Ja już naprawdę nie wiem co z nimi robić - czy wyprostuję, czy skręcę to i tak mam finalnie to samo :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Oooooo Agatko! Myślałam, że już samotnie skończę podsumowanie tego posta :D! Peeling wybaczam bo sama używałam dopóki nie miałam swojej Luny :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Naprawdę? Nigdy nie próbowałam, ale po prostu wydaje mi się to jakąś abstrakcją :) Wierzę na słowo!

    Żaden wstyd Kochana! Ja użyłam raz i tak ścisnęłam, że rzęsy miałam wygięte w pół :D!

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja zdaję sobie sprawę, że pewnie i u mnie byłaby podobna historia z henną - nie wiem z czego wynika mój strach... może dlatego, że mnóstwo rzeczy mnie uczula :(

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja kiedyś próbowałam, ale szczerze mówiąc z lenistwa nie chciało mi się stosować osobnego kosmetyku, a tak to dobry balsam działa cuda :)

    OdpowiedzUsuń
  28. A no jasne, że tak - z paletami też bywa różnie dlatego ja zawsze wybieram takie, które się wpisują w mój gust, a jeżeli trafi się jakiś "wyjątek" to usilnie staram się go wplatać w mój makijaż i jakoś idzie pomaleńku :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Na próbkach to sobie można biedy narobić ojjj można....

    OdpowiedzUsuń
  30. O widzisz a ja z gąbeczki nie potrafiłabym zrezygnować :) Wszystko to kwestia naszych indywidualnych potrzeb :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Najgorzej jak się tak walają .. a później i tak się do nich nie zagląda :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Cieszę się, że znalazłaś swój idealny sposób :) Może i ja się w przyszłości zdecyduje :)

    OdpowiedzUsuń
  33. No wiem wiem... widziałam na własne oczy, że Twoje potrzeby są ogromne :D

    OdpowiedzUsuń
  34. Moje włosy to taki typowy puch i mnóstwo baby hair, które w ciągu dnia tworzą coś w rodzaju aureoli wokół głowy :D Czy jest to defekt? Na pewno nie wygląda to wspaniale, ale taka już chyba moja uroda, bo mam tak od dzieciństwa i w sumie nawet do tego przywykłam :D

    OdpowiedzUsuń
  35. Tak, golę się na odżywkę do włosów :)

    OdpowiedzUsuń
  36. To bardzo uzasadnione Kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  37. Oooooo nie... to ja już tym bardziej po żadną hennę nie sięgnę :(

    OdpowiedzUsuń
  38. Anula Ty to jesteś najlepsza! <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  39. Szczerze Ci powiem... ja do balsamowania też się muszę zmuszać. :D

    OdpowiedzUsuń
  40. O widzisz ja z włosami mam podobnie - paradoksalnie im mniej produktów używam tym wyglądają lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  41. No i super! :) To jest właśnie super ekonomiczny sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Hahahah nie to jest urok! <3

    U mnie z kolei jest historia bardzo dziwna, bo przy długości włosów około 60 cm mniej więcej w połowie tuż nad uchem zaczyna mi się wysyp elektryzujących baby hair, które żyją własnym życiem - nawet jeśli spędzę z prostownicą godzinę to i tak przechodząc obok witryny sklepowej przykładowo widzę jak połowa fruwa w powietrzu i odstaje na wszystkie strony świata... taka sytuacja :D Może mój mózg się broni przed napływem złych informacji? :D

    OdpowiedzUsuń
  43. W wielu aspektach się z Tobą zgadzam :D
    Moje rzęsy są krótkie i skierowane w dół - niezbyt widoczne. Próby z zalotką kończyły się ich zwiększonym wypadaniem, niszczeniem a poza tym nieraz się zbyt mocno dziabnęłam ;)
    Zmieniłam technikę tuszowa rzęs, zmieniłam tusz i korzystam z bazy :P Teraz wygląda to o niebo lepiej i okazuje się, że zalotka w ogóle nie jest potrzebna :D

    OdpowiedzUsuń
  44. oczywiście, że tak. Grunt to odkryć swoje potrzeby, a nie skupiać się na namowie i poleceniach, które generują sztuczną potrzebę posiadania- choć na chwilę :) ale nie powiem, czasem to bywa trudne :D

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie znoszę próbek kosmetyków i boją się zalotki ;D

    OdpowiedzUsuń
  46. Naprawdę działa! Mam bezbarwną kredkę-primer i matującą bazę powiększającą usta. Obie spisują się znakomicie z ciemnymi pomadkami :)

    Wolę nie ryzykować i nie powyrywać tych moich paru włosków, króre mam. Czasami kusi mnie zakup zalotki, szczególnie, gdy widzę kolorowe wersje, ale wolę nie trzymać narzędzia tortur w domu :P

    OdpowiedzUsuń
  47. Masz rację, zdarza mi się balsamować stopy - tu mnie masz ;) z lenistwa nie sięgając po krem do stóp ;)

    OdpowiedzUsuń
  48. Zalotki nie używam, ale nie ze strachu :) Na szczęście moje rzęsy same z siebie są ładnie podkręcone, a jak dodam do tego tusz to już więcej nie potrzebuję :) Peelingi do twarzy lubię bardzo! Nie używam za to kosmetyków pielęgnacyjnych do skórek i paznokci. Tzn. do samych paznokci jakieś odżywki to tak, ale jakieś olejki czy smarowidła już niekoniecznie, nie miałam nigdy problemów ze skórkami :)

    OdpowiedzUsuń
  49. też nie używam pianek do golenia, zalotek, pojedynczych cieni, henn, dziwnych baz i lakierów do włosów. Peelingi do twarzy lubię. A stopy mam tak suche, że kremy do ciała nie zdają egzaminu :(

    OdpowiedzUsuń
  50. Henny, zalotki, bazy pod pomadki i próbekt eż nie używam, tak samo nie przepadam za pojedynczymi cieniami lepsze paletki ;) za to peelingu do twarzy, pianki do golenia i bazy pod tusz już tak ( zdecydowanie wydłuża rzęsy, warto :D) . Ale u mnie nie znajdzie się jeszcze wszelkiego rodzaju gąbek do makijażu czy pędzelków do podkładu/korektoru

    OdpowiedzUsuń
  51. Ja również nie używam henny, baz, kremów do stóp, zalotki, dziwacznych pędzli, utrwalaczy do włosów, a próbki czasem mi się zdarzy użyć . Lakiery tradycyjne kolekcjonuję , a moja kolekcja wciąż rośnie. Co jakiś czas dokupuję jakiś kolor jakiego jeszcze nie mam albo mi się podoba :P Nie miałam nigdy manicure hybrydowego, ale jeden kolor lakieru przez więcej niż tydzień by mnie denerwował . Poza tym, prawie nie używam kredki do oczu (zwyczajnie nie umiem nią malować, jak mi się uda to jest cud), podobnie z eyelinerem którego nawet nie posiadam.

    OdpowiedzUsuń
  52. Zalotki się nie boję. Kiedyś używałam jej niemal codziennie, a później po prostu z tego zrezygnowałam i nie czuję potrzeby, by po nią sięgać. Klasyczne lakiery u mnie też wypadły z obiegu z tych samych powodów. Do depilacji też najczęściej wybieram odżywki do włosów, ale od czasu do czasu jak mnie coś skusi to kupię ;) Bazy są teraz pod wszystko, ale sama korzystam od czasu do czasu z bazy pod podkład i pod cienie, dla reszty nie widzę u siebie zastosowania. Bazy pod pomadki albo nawet pod maseczki do twarzy to dla mnie strata pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  53. Też nie używam zalotki i kremów do stóp :P

    OdpowiedzUsuń
  54. Hennę brwi robię sobie w domu od jakiegoś roku (aczkolwiek tylko henna od kosmetyczki ładnie mi się trzyma do 2 tygodni), ale rzęs nigdy nie poddam takiemu zabiegowi, może to śmieszne, ale boję się że mógłby wypaść lub zostać osłabione :) Pozostając w temacie oczu, to od czasu do czasu sięgam po odżywkę do rzęs z Eveline (na pewno kojarzysz) właśnie w roli bazy pod tusz i po cichutku wierzę, że trochę chroni i odżywia, a przy okazji minimalnie zagęszcza rzęsy.

    Kiedyś byłam przeciwniczką baz pod makijaż i w ogóle mnie nie interesowały, ale odkąd marki zaczęły wypuszczać bazy o przyjaźniejszych składach, bez parafiny na pierwszym miejscu, to moje podejście się zmieniło. Nawet dzisiaj na promocji w Rossmannie kupiłam sobie bazę z Lirene, zobaczymy co z tego będzie, bo nie pamiętam kiedy ostatnio używałam bazy pod podkład, bo pod cienie to obowiązkowo :)

    Na temat lakierów do paznokci, baz pod pomadki i pojedynczych cieni mam podobne zdanie :) Zalotki czy szczotek do makijażu też nie używam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój czas i komentarz - jeśli podoba Ci się tu na tyle, byś chciał wrócić - zapraszam do obserwowania i odwiedzenia mojej strony na facebooku.

W wolnej chwili na pewno odwiedzę Twój blog, nie musisz zostawiać osobnego linku :)

instagram @hushaaabye

Copyright © Hushaaabye