Lily Lolo - Bronzer mineralny South Beach. | Matowy bronzer, który zastąpi Ci róż.
Hej Kochane.
Dawno nie było u mnie recenzji kosmetyków kolorowych więc szybciutko nadrabiamy zaległości. A kto mnie zna ten wie, że jeśli mam ochotę pisać o kolorówce to będzie o minerałach - a jak o minerałach to o Lily Lolo i tak nasze małe kółeczko się zamyka. Bo miłość trwa i jak to mawia słynny siatkarz w reklamie - zapowiada się związek na całe życie. Dziś będzie o sypkim bronzerze -dla mnie zupełnej nowości gdyż był to mój pierwszy tego typu kosmetyk w formie sypanej, a dodatkowo jego kolor jak same zobaczycie jest na tyle wielofunkcyjny, że spokojnie można go wykorzystać i do lekkiego opalania twarzy jak i jako zamiennik różu. Oto przed Wami South Beach Lily Lolo czyli całkowicie matowy bronzer w odcieniu brzoskwiniowym.
Właściwie to sama nie wiem czy bardziej lubię efekt bronzera czy różu na swojej twarzy - zarówno w jednym jak i drugim czuję się dobrze, choć nigdy nie nakładam dwóch jednocześnie bo raz, że umiejętności nie te to jednak w makijażu cenię sobie minimalizm. Przyjmijmy więc, że po bronzer sięgam w zależności od humoru, chociaż jak teraz sobie tak myślę, że gdyby kazano kiedykolwiek wybierać pomiędzy różami a bronzerami wybrałabym to drugie - choć paradoksalnie róży mam zdecydowanie więcej. Kobieca logika. Na szczęście South Beach ma o tyle wyjątkowe wykończenie i kolor, że nie muszę wybierać pomiędzy jednym a drugim jak zresztą same za chwilę zobaczycie.
Minimalistyczna szata graficzna Lily Lolo rozkochała w sobie już niejedną klientkę - mnie samą ogromnie ciężko jest zadowolić w kwestii opakowań produktów, ale nadal utwierdzam się w fakcie, że Lily to jednak ucieleśnienie klasy i szyku. Mineralny bronzer ma aż 8 g pojemności co daje nam dobre kilkanaście miesięcy ciągłego użytkowania. Jego standardowa cena to 81,90 zł i dostępny jest u jedynego w Polsce oficjalnego dystrybutora tej marki w sklepie Costasy. Jeżeli zdecydujecie się na formę sypką (dostępne są także prasowane) to wybierać możecie spośród czterech zupełnie różnych odcieni. Ja wybrałam South Beach ze względu na to, że jest całkowicie matowy, a przy tym utrzymany w mojej ulubionej brzoskwiniowej tonacji.
Na pierwszy rzut oka - kolor przeraża. W słoiczku wygląda bardzo pomarańczowo, ale ja już przekonałam się na przykładzie róży Lily, że wygląd nagromadzonego w słoiczku produktu mocno odbiega od rzeczywistości. Ulżyło mi gdy po raz pierwszy nałożyłam go na swoje policzki bo okazał się być naprawdę ładnym kolorem - ciepłej brzoskwini. Formuła sypka jest o tyle wygodna, że produkt zużywamy naprawdę w mikroskopijnych ilościach... a i tak łatwo o przesadę. Z tym bronzerem należy pracować ostrożnie i z wyczuciem. Zdecydowanie lepiej jest stopniować sobie efekt aniżeli nałożyć go jednym ruchem bo rdzawe plamy gwarantowane. Jestem pewna, że wystarczy mi na długie lata.
Kosmetyki mineralne charakteryzują się fantastyczną przyczepnością i długotrwałym efektem, ale South Beach bije moje pozostałe bronzery o głowę. W nienaruszonym stanie utrzymuje się od momentu nałożenia do zmycia - wytrzymuje dłużej niż podkład, a nawet cienie na brwiach. Kluczem do sukcesu w przygodzie z tym kosmetykiem jest delikatna aplikacja i umiar. Myślę, że ten odcień będzie bardziej pasował osobom o ciepłej tonacji skóry - przy zimnej cerze wypadłby zbyt pomarańczowo i ceglasto, a przecież nikt takiego efektu nie lubi.
Uwaga uwaga. Po raz pierwszy zdecydowałam się pokazać produkt na swojej twarzy i od tego momentu zamierzam się tego trzymać, choć próby z lustrzanką zawiodły - posiłkowałam się telefonem. Niemniej jednak udało mi się idealnie uchwycić kolor tego bronzera. Same widzicie, że jego kolor jest naprawdę ładny - niezbyt nachalny, ale nie zanika w kontakcie z podkładem i można się śmiało bawić nim zarówno w ocieplanie jak i lekkie konturowanie. Ogromny plus za matowe wykończenie - dzięki temu można pozwolić sobie na odrobinę rozświetlacza bez obaw o tandetny efekt. No a całość same widzicie - mnie się bardzo podoba :)
Dajcie znać co o nim sądzicie. Mam nadzieję, że taka forma prezentacji produktu będzie dla Was lepsza i bardziej przekonująca aniżeli dotychczasowe swatchowanie na rękach.
Buziaki :)
Prezentuje się bardzo naturalnie, ale wydaje mi się, że trzeba mieć trochę wprawy, żeby go tak nałożyć :) Może kiedy końcu opanuję tę sztukę, sięgnę po niego. Bo efekt końcowy bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :) Z minerałami jest dużo zabawy na początku przygody... bardzo łatwo przesadzić z ilością :)
UsuńUwielbiam brązery maści wszelakiej i mogłabym myziać się nimi od stóp do głów! :D
OdpowiedzUsuńPięknie wygląda na buźce! Bardzo dobrze, że pokazałaś po raz pierwszy i będziesz się tego trzymać! :)
Tak jest :) w końcu przełamuję bariery - muszę tylko dogadać się z lustrzanką i będzie dobrze :)
Usuńdaje piękny i delikatny efekt :)
OdpowiedzUsuńChociaż naprawdę łatwo z nim przesadzić :) Trzeba mieć jednak wprawę :)
UsuńWow, jestem pod wrażeniem. Na prawdę świetnie wygląda na twarzy :) Zainwestuje w niego na pewno :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę Kochana :))
UsuńFajnie by wyglądał na mojej skórze bo mam ciemniejsza karnację :)
OdpowiedzUsuńWtedy na pewno mógłby robić za piękny brzoskwiniowy róż :)
UsuńPiękny jest :) I dobrze, że pokazujesz produkt na twarzy, ja też się zawsze staram, choć nie zawsze idealnie udaje mi się uchwycić odcień :(
OdpowiedzUsuńAjjj no teraz już wiem, że jest z tym bardzo dużo zabawy, ale mam nadzieję, że nabiorę wprawy :)
UsuńBardzo polubiłam kosmetyki mienralne i kolejnym moim zakupem będzie róż :)
OdpowiedzUsuńNa twarzy produkt wygląda fajnie jednak dla mnie byłby to za ciepły odcień :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Oj Kochana... róże Lily to cuda nad cudami :) wiem co mówię bo mam 5 ha :D
UsuńWiem, że go chcę.
OdpowiedzUsuńJest piękny
pozdrawiam MARCELKA♥
Trafiona zatopiona :) Również pozdrawiam :)
UsuńPrezentacja na twarzy daje wiele. Ten kolorek jest przepiękny, sama muszę pomyśleć o czymś w tej tonacji :)
OdpowiedzUsuńZgadza się i będę się teraz tego mocno trzymać :)
Usuńśliczny efekt ;)
OdpowiedzUsuńMnie też bardzo się podoba :)
UsuńKolor rzeczywiście bardzo dobrze wygląda :)) Idealny na piękne, wiosenne dni :D
OdpowiedzUsuńZapraszam Na Mojego Bloga Sakurakotoo
ocieplenie wizerunku jak się patrzy :D
UsuńPrezentuje się pięknie, ale ja nie umiem używać bronzerów :)
OdpowiedzUsuńOj Kochana... a ja myślę, że na pewno by Ci się udało :)
UsuńDzięki Twoim wpisom coraz bardziej przekonuję się do minerałów :)
OdpowiedzUsuńA ja będę cały czas zachwalać i nawoływać do zmian :) Minerały to samo dobro ! :)
Usuńfajny!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńSuper, że pokazałaś go na buzi! :)
OdpowiedzUsuńWygląda, nooo, naprawdę fajnie! Ale nie ukrywam- sypki brązer to dla mnie jednak nie TO. Wolę prasowańce.
Chciałaś lica? Proszę bardzo :D Lily ma świetne prasowańce - mam jeden i uwielbiammm :)
UsuńŁadnie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńJa się dopiero z bronzerami po mału oswajam
Ja też bardzo długo nie mogłam się przekonać - jakoś bałam się zbyt sztucznego efektu, ale to chyba kwestia wprawy i rozsądnej ilości.
UsuńWygląda ślicznie. Pokazanie produktu na twarzy pokazuje kolor z pewnością lepiej.
OdpowiedzUsuńZgadza się - choć w pudełeczku może mocno przerażać :)
UsuńMasz racje slocze na twarzy sa najbardziej miarodajne
OdpowiedzUsuńZgadza się :) Kwestia przełamania bo zdjęć nie znoszę :)
UsuńŚwietny wpis ! takie bronzery są najlepsze
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takie... tzn. ? :)
UsuńLubię takie kolory na policzkach ;) szczególnie jak jestem blada ;)
OdpowiedzUsuńNo jasne - zawsze można sobie nadać nieco zdrowego koloru :)
UsuńBardzo ładny odcień, lubię wszelkiego rodzaju brązery, więc ten też czułby się u mnie dobrze ;)
OdpowiedzUsuńNo to może go przygarniesz hmm ? :)
UsuńRzadko używam różu, ale bronzer to u mnie podstawa ;) Ten kolorek mi się podoba, chociaż chyba lepiej wyglądam w chłodniejszy7ch odcieniach :)
OdpowiedzUsuńNo ten kolor akurat lepiej współgra z ciepłymi cerami - jeśli Twoja jest chłodna to mogłoby się za bardzo odcinać :)
UsuńPrzepięknie się prezentuje na Twojej cerze. Ja mam teraz Trystal Minerals, tez jest cudowny.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ja też go mam, ale jego zapach jest tak okropny, że bardzo rzadko po niego sięgam ...
UsuńUwielbiam ich róże ze standardowej kolekcji :) Moi faworyci to Candy Girl i Rosy Apple :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei totalnie przepadłam na punkcie Clementine :)
UsuńPodoba mi sie, ze jest taki delikatny:)
OdpowiedzUsuńJest delikatny nałożony odpowiednio lekko - wbrew pozorom łatwo z nim przesadzić :)
UsuńEfekt jest świetny!:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do obserwacji naszego bloga!
Za mną chodzi róż AM, brązerów jakoś nie lubię ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńŁadnie wygląda ten różo-bronzer! Rzeczywiście jest produktem 2w1, ale ja mam problemy z nakładaniem zbyt dużej ilości produktów sypkich, więc miłością obdarzam prasowane! :D Zdecydowanie pokazuj częściej buźkę kochana, bo masz piękną !♥ :) Ostatnio zaczęłam testy produktów Lily Lolo - chyba Costasy czytało komentarze pod wpisem o pędzlach LL, hihi :))
OdpowiedzUsuńZachwycający!
OdpowiedzUsuńPo zapowiedzi na Facebooku wiedziałam, ze będzie o bronzerze Lily Lolo! Piękny jest :)
OdpowiedzUsuńDla mnie produkty sypkie to prawdziwe wyzwanie 😊 Do tej pory walczę z grafitowy cieniem do powiek 😊
OdpowiedzUsuńWygląda naturalnie i nienachalnie :)
OdpowiedzUsuń