Jak natura okazała się chemią i gdzie jest granica oszustwa? Wielka przygoda z Nature Republic.
Chyba nic mnie bardziej nie rozwścieczyło w tym roku niż paczka, na którą czekałam jak na zbawienie. Zakupy w Jolse to zawsze dla mnie wielka frajda bo ogrom produktów jakie można tam spotkać przerasta oczekiwania nawet najbardziej zagorzałego fana kosmetyków - postanowiłam jednak, że tym razem zbiorę sobie świetny materiał do posta na temat produktów aloesowych, ponieważ jest on teraz składnikiem bardzo chodliwym, a zewsząd klientkom wciska się kosmetyki, które aloesowe są tylko z nazwy. Zdecydowałam się więc na markę Nature Republic, która tak mnie wyprowadziła na manowce, że chyba dorobiłam się kilku siwych włosów po otworzeniu swojej paczki. Owszem mam wspaniały zestaw - piękny materiał na post warty prawie 280 zł, ale słodzenia nie będzie - Nature Republic to marka oszust bo z naturą niewiele ma wspólnego., a właśnie na taką się kreuje. To co zobaczyłam kiedy przyjechało moje pudło przerosło moje najśmielsze oczekiwania... i choć bardzo chciałam to miłości z tego nie będzie.
Ona temu winna...
Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że nie spojrzałam na te produkty na innych stronach i nie wyszukałam przed zamówieniem bardziej rzetelnych informacji - bazowałam na poście na jednym z blogów gdzie marka ta pod niebiosa wychwalana podobno zrobiła rewolucję na skórze. Rewolucje to ona jest w stanie zrobić, ale ewentualnie w portfelu i nic więcej. Zamówiłam aż 12 produktów żeby zgromadzić sobie naprawdę duży materiał do wpisu, który planowałam, a że moja skóra uwielbia się z alosem i są sytuację kiedy naprawdę go potrzebuje - bez wahania sięgnęłam po produkty Nature Republic. Piękne zielone opakowania, nazwa sugerująca, że będziemy mieć tu do czynienia z kosmetykami naturalnymi i całkiem fajne ceny sprawiły, że nieco popłynęłam w kwestii obfitości tego zamówienia - i masz babo co chciałaś! Było sprawdzić? Było poczytać? A teraz cierp ciało co chciało...
Nature Republic Fresh Herb Aloe Cleansing Foam (9,98$)
Pierwszy produkt jaki wpadł mi do koszyka to pianka myjąca czyli mój absolutnie ukochany typ oczyszczaczy do twarzy. Chciałam mieć coś stricte naturalnego do mycia buzi bo właśnie skończył się mój żel Nikel, a byłam pewna, że przy takim produkcie wreszcie moje oczy nie będą cierpieć katuszy w trakcie mycia. Przepiękne opakowanie, duża pojemność i... aloes w środku składu. Dobra pomyślałam sobie, że w końcu coś ten produkt musi spieniać, więc nawet wybaczam ten SLS i te PEG-i, no ale gdybym chciała kupić sobie zwykłą piankę myjącą to nie musiałabym jej sprowadzać z Korei i czekać na nią ponad 3 tygodnie. I to mnie wkurzyło najbardziej. Pianka sama w sobie okazała się produktem naprawdę fajnym pod względem zapachu, konsystencji i oczyszczania - przymknęłam oko na ten nie do końca fajny skład, ale no niestety kontakt z oczami w jej przypadku jest absolutnie nie wskazany - piecze, szczypie i ściąga niesaaaaamowicie mocno, więc jak same widzicie... raczej nie jest to coś do czego mogłabym/chciałabym Was namówić.
Nature Republic - Soothing&Moisture Aloe Vera 92% GEL. (11,98$)
Nie mogło się obyć bez żelu aloesowego - to must have każdego domu, produkt niezbędnik i tak naprawdę coś co zużywam w hurtowych ilościach. Wybrałam takie wieeeeelkie 300 ml opakowanie (swoją drogą łudząco przypominające żel Skin79) w nadziei, że będę mogła go używać przez całe lato. Odkręcam słoik i woń alkoholu uderza we mnie tak jakbym weszła do jakiegoś zmeliniałego pubu - mój Boże jak on przeraźliwie śmierdzi alkoholem. Odwracam wieczko, a tam co? Alkohol na drugim miejscu, Butylene Glycol, Propylen Glycol, Parfum i te sprawy... pytam po co bezcześcić 92% ekstrakt z aloesu takimi składnikami? Czemu to służy? I weź to teraz użyj na podrażnienia... myślałam, że może chociaż do włosów, no ale obawiam się przesuszenia... i co dalej?
Nature Repubil Soothing&Mositure Aloe Vera 92% Gel Mist. (9,98$)
Miał być produkt do torebki i na plażę zamiast wody termalnej albo hydrolatu - no bo przecież czy może być coś lepszego niż łagodząca i nawilżająca mgiełka na bazie aloesu? Też się nie dowiem. Moja mgiełka ma skład gorszy niż fixer do makijażu (swoją drogą może by do tego ją zużyć?). Historia jest bardzo podobna jak w przypadku żelu - alkohol i sam syf mimo, że aloes otwiera skład i mógłby robić naprawdę świetną robotę, a tak po pierwszym psiknięciu tak mnie piekło oko, że myślałam, że zwariuję. Przygodo trwaj...
Nature Republic Real Squeeze Aloe Vera Sleeping Pack (12,48$)
Jest nadzieja! Nawet na chwilę mi ulżyło bowiem znalazłam jeden produkt, który w końcu wygląda przyjaźnie. Maska całonocna, która jest jeszcze kosmetykiem dość mało znanym na Polskim rynku to nic innego jak mocno skoncentrowany produkt, który stosujemy 2 razy w tygodniu na noc zamiast kremu (ewentualnie pod, ale nie polecam). Ma ona za zadanie dać skórze kopa, odżywić i sprawić, że rano bedzie rześka i wypoczęta. Na szczęście ten jeden wyjątek okazał się dla mnie bardzo łaskawy - tutaj w składzie nie ma wielkich niespodzianek za to jest aloes i kilka sfermentowanych składników naturalnych, a jej działanie okazało się na tyle fajne, że pokusiłam się także o nakładanie go na wszystkie miejsca po depilacji - bardzo ładnie nawilża i odżywia skórę bez zbędnego obciążenia. Coś się nareszcie udało, ale nie zmienia to faktu, że cały mój obraz marki jest dość... zaburzony.
Nature Republic - Aloe Vera 74 Cooling Eye Serum (12,98$)
Oooo tutaj to miałam dopiero oczekiwania! Odkąd zaczęłam kolejną pracę przy komputerze okolica moich oczu jest bardzo mocno przesuszona, a kolejne epizody alergii wcale im nie ułatwiają. Chciałam więc mieć coś co fajnie ukoi zmęczone oczy, a przy okazji zapewni mi sporą dawkę nawilżenia. Kulkowy aplikator, maleńkie opakowanie... no no miało być super. I znowu strzał w twarz - alkohol den i PEG PEGiem poganiany. Czujecie to połączenie z moimi alergicznymi oczami? Boli mnie na samą myśl. Zresztą. To nie ma szans zadziałać nawet u osób z normalną skórą - silikon, perfumy i co tam jeszcze szalonemu chemikowi przyjdzie do głowy. Masakra. Śmietnik. A tak się cieszyłam...
Nature Republic Peppermint REAL NATURE Clay Mask (8,98$)
Jezu Chryste. To już gwóźdź do trumny. Nazwana przez producenta REAL NATURE (no idiocie by przez myśl nie przeszło, że to nie jest kosmetyk naturalny) pachnie tak ślicznie i ma tak niebiańską, błotną konsystencję, że aż chce się ją nałożyć na twarz. Dziwnym trafem skład był zaklejony dodatkową naklejką, ale i tam moje łapki się dobrały... a tam tablica Mendelejewa. Ile tam jest dziwactw! Poczynając od tego, że maskę otwiera ciężki silikon... tak później wcale nie jest lepiej. Mimo, że faktycznie maseczka ta ma mnóstwo naturalnych ekstraktów tak fakt, że są one w otoczeniu całej gamy alkoholu, EDTA i perfum nieszczególnie przekonuje mnie do tego by kiedykolwiek ją użyć. No jak tak można ludzie? To nazywane jest REAL NATURE?
Tanie jak barsz i zamknięte w najpiękniejszych opakowaniach jakie widziałam (zostawiłam je sobie do zdjęć) maski w płatach też nie zaskoczyły mnie niczym dobrym. Co prawda nie spotkałam się jeszcze z maskami w płacie z naturalnymi składami, ale to miało być moje rozdziewiczenie w tej kwestii tym bardziej, że znów mam tu jak byk napisane REAL NATURE. Wybrałam sobie maskę z ogórkiem, masłem shea, bambusem, zieloną herbatą i oczywiście aloesem żeby zasmakować w naturalnych esencjach na swojej skórze i co... czar prysł! Sytuacja dokładnie taka sama - już nawet nie chce mi się tego powtarzać po raz kolejny. Bazowy składnik gdzieś tam sobie fruwa w środku no i to generalnie tyle. Przynajmniej ładny obiekt do zdjęć. Zużyłam póki co trzy z nich i tak jak się spodziewałam - nie robią wielkiej różnicy poza uczuciem odświeżenia i napięcia skóry (jak to na alkohol przystaje).
Miałam jeszcze krem myjący do twarzy, który okazał się na parafinie, ale go wywaliłam.
I co mam powiedzieć? Dawno się tak nie wkurzyłam. Naprawdę dawno. Tyle pieniędzy w błoto...Nie jestem jakimś składowym freakiem, ale uważam, że to bardzo nie w porządku gdy marka kreuje się na naturalną, a w rzeczywistości jest jak jest. Gdybym chciała zamówić sobie typowe drogeryjne kosmetyki to bym to zrobiła - chciałam mieć świetną bazę do posta i zestaw ratunkowy na wszelkie podrażnienia, więc zamówiłam sugerując się opinią z bloga i nazwą marki. No i mam co chciałam. Na długo zapamiętam tę przygodę...
Nadziałyście się kiedyś podobnie?
Udostępniłam na grupie kosmetyków naturalnych. Ciekawe co napiszą. Nie lubię oszustów :( Albo coś jest naturalne albo nie jest.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ula :) <3
OdpowiedzUsuńAle lipa straszna. Też bym się wkurzyła.
OdpowiedzUsuńDlatego ja przy "azjatykach" po kilka razy sprawdzam składy, bo niestety oni lubią tam dodać różne cuda. Czasem nawet też skuszę się na jakiś produkt z alkoholem, pod warunkiem, że ten alkohol jest dość daleko w składzie.
OdpowiedzUsuńno właśnie ;( dlatego fajnie jest zamawiać tam gdzie skład produktów po prosu widać przed zakupem ;)
OdpowiedzUsuńJa zawsze sprawdzam skład.przed zakupem, bo wiele jest pseudo naturalnych marek. 🙁 Bielenda kosmetyki naturalne między innymi 😂
OdpowiedzUsuńOgólnie alkohol nie jest taki zły jak o nim mówią, ale to długi temat. EDTA jest w pełni bezpieczne 🙂
Mimo to uważam, że nature w nazwie zobowiązuje. Taka tania Alterra potrafi mieć piękny skład.. 🙂
Masakra to mało powiedziane! W życiu nie kupię takich azjatyckich kosmetyków od których można zaświecić chemią w ciemności. Polecam Ci LoveMeGreen tutaj to tylko same naturalne składniki w składzie.
OdpowiedzUsuńWiele firm, również polskich, żeruje niestety na niewiedzy i kreuje się na naturalne. Smutne to jest, bo czasem nawet osobie, która jako tako się na tym zna, trudno się w tym wszystkim połapać a co dopiero statystycznej Kowalskiej.
OdpowiedzUsuńNo cóż, śmieszne to nie jest, ale chyba każda z nas ma na swoim koncie taką zakupową wpadkę. Co nie znaczy, że d=firmy powinny nas tak robić w konia. No szkoda.
OdpowiedzUsuńCzłowiek uczy się na błędach, tylko szkoda, że te błędy tak dużo kosztują ;)
OdpowiedzUsuńJa nawet nie wiedziałam, że ta marka kreuje się na naturalną. Mam tą mgiełkę 92% aloesu, nie czuję w niej alkoholu, musi go być raczej mało, bo po aloesie jest wymienionych jeszcze wiele składników. Lubię ją bardzo, ale do głowy mi nie przyszło, że to kosmetyki naturalne :( Nie lubię kiedy producenci wprowadzają klientów w błąd :(
OdpowiedzUsuńCzłowiek uczy się na błędach ale... ja to przed wydaniem trzech stów raczej spojrzałabym na składy :D
OdpowiedzUsuńŁoł marki nie znałam, może nawet lepiej zatem ;D
OdpowiedzUsuńNie lubię takiego nabijania ludzi w butelkę. A wystarczyłoby gdyby się nie kreowali na naturalnych...
OdpowiedzUsuńJa też już kilka razy się naciełam, ale finansowo nie są to duże straty, bo nie kupuje drogich kosmetyków. Teraz zawsze przed zakupem sprawdzam skład.
OdpowiedzUsuńKompletne oszustwo! Współczuję Ci :(
OdpowiedzUsuńCo za dziady niemyte.....
OdpowiedzUsuńPrzykro mi Kochana.
A jeśli chcesz fajną mgiełkę do ciała i tonik z aloesu na lato to zrób jak ja - kupiłam w aptece aloes w butelce pół litrowej. Tylko trzeba wybrać taki bez miąższu. Przelałam do buteleczek z atomizerkami i mam :). One są do picia i powinno się je skonsumować przez ok miesiąc, ale do zewnętrznego trzymam je w lodówce po kilka miesięcy i jeszcze niczym złym mnie nie zaskoczyły.
Jednym słowem naciągacze.
OdpowiedzUsuńoj to sporo przyszło Ci zapłacić za nienaturalne kosmetyki
OdpowiedzUsuńTeż się kilka razy dałam oszukać i teraz zawsze czytam skład przed zakupem.
OdpowiedzUsuńOjoj faktycznie można się wkurzyc też bym się wnerwila, masakra jakaś, widać nie można nikomu ufać tylko przed kupnem szukać info o produkcie choć czasami przy mniej znanych markach bywa trudno niestety 😒
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nazwa mocno myląca! A powinna zobowiązywać
OdpowiedzUsuńJa również ostatnio poczyniłam zakupy prosto z Korei, ale tylko i wyłącznie maski w płachcie. Tak jak słusznie stwierdziłaś - daleko "sheet mask"-om do naturalnych składów, i w tym przypadku chodziło mi głównie o cenę, która w sklepach internetowych w Polsce jest nawet 3-4-krotnie wyższa.
Trochę smutno, że znalazłaś informacje i sugerowałaś się wpisem na blogu... bo trochę we wszystkie nas uderza...
Cóż zrobić... :(
OdpowiedzUsuńJeśli moja skóra jest w dobrej kondycji to jestem w stanie przymknąć oko na jeden czy dwa składniki, których nie lubię ... no ale jeśli wypełnia on połowę kosmetyku no to niestety nie :(
OdpowiedzUsuńDokładnie Patrycja... mam wielką nauczkę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie... jestem pewna, że nie jestem jedyna, która dała się tak zrobić.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak - ale to bardzo cenna lekcja swoją drogą :)
OdpowiedzUsuńAle - zapamiętam to już na zawsze :)
OdpowiedzUsuńA no widzisz :( A ja się naczytałam, że taka marka, takie fajne składy no i wyszło jak wyszło :( Ja teraz mam epizody alergiczne i nie mogę sobie pozwalać na takie produkty :)
OdpowiedzUsuńJa po prostu zaufałam temu co przeczytałam. Głupia jestem, wiem :(
OdpowiedzUsuńzdecydowanie lepiej :)
OdpowiedzUsuńDokładnie - albo żeby chociaż w miejscu zakupu wyraźnie podany był skład :)
OdpowiedzUsuńJa też tak będę robić wierz mi! :)
OdpowiedzUsuńNiestety i tak musi być żeby człowiek zmądrzał :(
OdpowiedzUsuńAnlulku Kochany Ty zawsze spadasz z nieba... wierz mi, że tak robię i więcej nic nie zamówię w ciemno :(
OdpowiedzUsuńPewnie nie ja jedna na ich koncie :)
OdpowiedzUsuńNa pewno taniej by wyszło w drogerii :)
OdpowiedzUsuńWidzisz i mnie to nauczy dokładnie takiego samego postępowania :(
OdpowiedzUsuńNo właśnie... a ja szczerze mówiąc po jednym z postów postanowiłam, że się zagłebiać nie będę... no i mam :)
OdpowiedzUsuńJa jednej z grup naturalnych, na których jestem, reklamowali kosmetyki polskie, naturalne, tyle tylko, że składu w internecie nie uświadczysz, a pani, która rozpowszechniała ten post, napisała, że sklad jest na opakowaniu. Czyli najpierw musisz kupić produkt, żeby zapoznać się ze składem, bo sklep stacjonarny to o ile pamiętam tylko Kraków. Oczwiście cena tych kosmetyków naturalnych była może nie zaporowa, ale duża. Paranoja i oszustwo tak naprawdę. Autorce współczuję, za te pieniądze można byłoby kupić coś naprawdę fajnego
OdpowiedzUsuńWiem Wiem Kamilko - alkohol np. we wcierkach do włosów jest dobry. Tutaj niestety wszędzie jest alkohol den... a to już zmienia postać rzeczy, prawda? Muszę się wybrać do Ciebie na korepetycje! :)
OdpowiedzUsuńNiestety Agnieszko to smutne, ale prawdziwe... wierzę, że autorce posta pasuje ta marka. Ja się teraz nauczyłam, że do wszystkiego trzeba podejść indywidualnie - mam piękną nauczkę na przyszłość.
OdpowiedzUsuńChyba wiem o jakiej marce mówisz... :(
OdpowiedzUsuńA tam głupia :D Naiwna! ;) Nie no żartuję oczywiście :D
OdpowiedzUsuńNo ja ostatnio dostałam 2 ich produkty w Bomibox'ie i od razu zauważyłam, że składy idealne nie są. Niemniej, serum, które mam, zapowiada się fajnie. No szkoda, że u Ciebie takie rozczarowanie - pamiętam jak dziś, jak otwierałaś tę paczkę na Instastory :(
OdpowiedzUsuńo nie, strasznie wspolczuje. Nie ma nic gorszego niz kupic cos czego sie nie chce. Ja Aloesu uzywam swojego z doniczki hihihi
OdpowiedzUsuń*: *:
OdpowiedzUsuńWiem jak to boli, więc rozumiem nerwa. Też by mnie trzepnęło!
To jeszcze sobie dodaj do tego sok z brzozy :D Kupiłam ostatnio taki do picia, bez cukru (biowald) i teraz sobie mieszam aloes z brzozą :DDDDDD Świetny duet! Tylko ten sok z brzozy nietrwały jest, więc porcje robię max na tydzień. Resztę wypijam :DDD
I to w takiej ilości :)
OdpowiedzUsuńMoże nie każdy kosmetyk jest zły? Tutaj u mnie np. ten Sleeping Pack jest naprawdę fajny :)
OdpowiedzUsuńAnula normalnie wzięłabym Cię na żonę! :D
OdpowiedzUsuńGłupia i nawina! :D nie ma się co oszukiwać... ale dobrze dobrze - wyciągnę przynajmniej wnioski :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję, alergie to walka z wiatrakami i ciągłe uważanie na wszystko dookoła :(
OdpowiedzUsuńA teraz wyobraźmy sobie, że prawo nie obliguje firm do podawania składów - to dopiero byłby dramat! Słyszałam, że w USA nie trzeba podawać składu żywności na opakowaniu - przeraża mnie to! :(
OdpowiedzUsuńHeh, dobrze, że o tym piszesz - to ważne, żeby zawsze być ostrożnym konsumentem. Teraz coraz częściej firmy wykorzystują trend na eko-bio-organic kosmetyki, ale nierzadko ogranicza się to do etykiet w liście :(
Oj nie kupię ! również nie lubię ,,robienia głupich z ludzi"
OdpowiedzUsuńPodobno w Rosji jest przepis, że składy kosmetyczne są podawane w zupełnie inny sposób - nie są usegregowane wg stężeń itd... więc to też niezła magia :)
OdpowiedzUsuńZa głupotę trzeba płacić :(((
OdpowiedzUsuńMoja alergia to straszna cholera... o ile miewam okresy kiedy jest naprawdę dobrze i mogłabym się smarować kwasami od góry do dołu tak przychodzi czas kiedy moja pielęgnacja opiera się tylko na emolientach i wodzie :(((( Niestety - taki mój urok. Walczę z tym od dziecka tak naprawdę...
OdpowiedzUsuńwow ale napchali dziadostwa w te "naturalne" kosmetyki, najgorsze jest to, że wydałaś tyle kasy, a dostałaś syf jakich mało, btw niektóre kosmetyki bliźniaczo podobne do Skin79........
OdpowiedzUsuńNo też mi tak zaśmierdziało tutaj ich szatą graficzną...
OdpowiedzUsuńhahahahahaaaa :)))
OdpowiedzUsuńPowiem mężowi,może się wystraszy i jakieś kwiaty kupi czy inny kosmetyk :P
No nic, zobaczę. Może pomimo tej Tablicy Mendelejewa w składzie działanie będzie ok... ;)
OdpowiedzUsuńOj nieładnie, bardzo nie lubię tego rodzaju zabiegów, mydlenia ludziom oczu i bazowanie na bardzo dobrym trendzie dążenia ku naturze, Wiele osób się zraża po całości i w konsekwencji całkiem odstępuje od nieco bardziej naturalnej pielęgnacji. Sama nie jestem bynajmniej ortodoksem, ale jak sięgam po silikony to wiem, że one tam są i już. Kiedy mam ochotę na naturę, chcę żeby nią była nie tylko na etykiecie i ...cenie.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że jesteś wkurzona. Też bym była! :(
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że teraz każdy może na swoim produkcie sobie napisać wielkimi literami "PRODUKT NATURALNY", mimo iż w rzeczywistości w składzie znajdziemy same śmieci. Nie rozumiem jak można tak robić ludzi w balona! Nieładnie, oj nieładnie!
Jak przeglądałam dzisiaj na uczelni fejsa, to rzuciło mi się zdjęcie z Twojego fb w oczy i zwróciłam najpierw uwagę na żel aloesowy - pomyślałam o tym ze Skina79 - podobieństwo bardzo duże. Generalnie doskonale Cię rozumiem, bo na pewno sama bym się wkurzyła - marka kreuje się na naturalną, a ma tak okropne składy ;/ kiepsko...
OdpowiedzUsuńTakie ładne zdjęcia im zrobiłaś!
OdpowiedzUsuń...a wygląda na to, że nie zasługują...
Jest trochę takich marek - "sama natura", dopóki się nie spojrzy na skład. Pamiętam, jak moja mama wróciła uradowana z dyskontu na B., mówiąc, że kupiła sobie ten słynny olej arganowy - który okazał się być mieszanką silikonów.
I jeszcze ekipę telewizyjną, którą spotkałam w pobliskiej drogerii, gdzie chcieli oni kosmetyki naturalne i dostali takie, których marki miały naturę w nazwie oraz... no może jeszcze gdzieś ;-), ale niekoniecznie w składach...
Co za oszuści .
OdpowiedzUsuńWspółczuje :/ Jak piszą eksperci z międzynarodowej rady ds. Aloesu - 95% produktów aloesowych na rynku jest albo źle przygotowana (aloes jest niedokładnie obrany, przez co zawiera drażniącą aloine, która uczula i może przynieść więcej szkody niż pożytku) albo zbyt rozwodniona i nie daje żadnych efektów.
OdpowiedzUsuńWarto sprawdzić czy produkt aloesowy ma certyfikacje IASC (na stronie iasc. com jest lista produktów i firm, które są godne zaufania).
Przez ostatnie 4 lata testowałem różne produkty i najlepiej sprawdziły się produkty Forever. Nie wiem czy wiecie, ale oni są największym plantatorem Aloe Vera na świecie i często takie firmy krzak o jakich piszesz kupują od nich odpady, aby było taniej :(
Jak chcesz sprawdzony i dobry aloes, to zapraszam do sklep.domaloesu.pl gdzie znajdziesz sprawdzone produkty, certyfikowane przez IASC.
Z chęcią odpowiem na pytania i pomogę dobrać odpowiednie produkty dla Ciebie.
Pozdrawiam
Paweł Rekowski
Kreator Uśmiechu
człowiek chce kupić coś innego, nowego a tak naprawdę otrzymuje coś, czego pełno i dobrze zna ... tylko,ze pod inna nazwa... i ceną oczywiście
OdpowiedzUsuńOpakowania są piękne ale tylko opakowania. Oj strasznie ci współczuję, że wydałaś tyle kasy na takie buble.
OdpowiedzUsuńOprócz nazwy to to na stronie Jolse nic nie sugeruje, że marka jest naturalna. Chyba, że szlaczki, których niestety rozczytać nie umiem. Nie dziwię Ci się, że dałaś się nabrać po nazwie, skoro żadnych więcej informacji nie ma, ale z drugiej strony brak info sam w sobie jest podejrzany ;)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci tak... mam maskę z Lusha, która na końcu ma paraben :D To mnie dopiero zaskoczyło! Z koreańskich marek znasz naturalne marki, bo chociażby Whamisa jest organiczna i naturalna :) Polecam Innisfree, tu już jest zdecydowanie lepiej :) Niestety ale u nas też często tak jest... Ale zbyt piękne fotki im zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńOj nie, nie, Nature Rebulic nie jest broń Boże marką naturalną, Innisfree także (chociaż ma lepsze składy), szkoda, że tak kosztownie się o tym przekonałaś. Whamisa jest chyba jedyną znaną mi marką naturalną.
OdpowiedzUsuńSłabo, oj, słabo... Szkoda, że się nacięłaś :( Co do żeli aloesowych, to ja nie mogę znaleźć takiego, który by mi odpowiadał składem, większość firm dodaje tam śmietnikowe dodatki, co psuje cały skład. Na razie tylko Benton okazał się naprawdę w porządku pod tym względem :)
OdpowiedzUsuńZawsze staram się znaleźć INCI kosmetyku, który planuję kupić przez internet, choćbym miała do piekieł po niego zejść ;) Szkoda pieniędzy i nerwów na zakupy w ciemno.
OdpowiedzUsuńMarka Nature Republic, Skin Food oraz The Saem mimo nazwy, gdzie figuruje eko i natura nie opisuje siebie jako marki kosmetyków naturalnych, a zawierające składniki, ekstrakty czerpane z natury. Nie ogłasza się jako eko i nie chwali certyfikatami, wiec nie odzukują świadomie klientów. Wiele kosmetyków koreańskich ma dość syfiaste składy ( szczegolnie kremy do twarzy) i trudno jest znaleźć coś eko wybierając marki drogeryjne (skin 79, Missha, Innisfree, Mizon, Holika Holika i inne) Nie wiem skąd się wzięło przeświadczenie o świetności składów kosmetyków Azjatyckich. Jedyne co je wyróżnia, to duża zawartość świetnych składników aktywnych, których w naszych kosmetykach drogeryjnych nie znajdziemy, albo nie w takim stężeniu.
OdpowiedzUsuńCzyzby post byl sponsorowany? wtedy produkty sa wychwalane pod niebiosa... Szkoda ze sie zawiodlas, po aloesie spodziewalabym sie wiele dobra... :(
OdpowiedzUsuńTeż bym nie wpadła na to,że coś co jest REAL NATURE jest takim syfem. Cieszę się że trafiłam na ten post, szkoda tylko Twoich pieniędzy i nerwów ;/
OdpowiedzUsuńczemu nie sprawdziłeś składów zanim zamówiłaś produkty? Jak czegoś nie znam to zawsze zaczynam od tego żeby wyeliminować to co może mi nie pasować.
OdpowiedzUsuńNature republic to trochę tak jak nasza Ziaja w Korei dlatego też nie spodziewałabym się idealnych składów, niestety firmy bazujące na naturalnych składnikach monopolu na "nature, eco, itd" w nazwie nie mają. Ale i w nature republic idzie znaleźć dobre produkty, tylko fakt - rozszyfrowanie koreańskich składów nie należy do najłatwiejszych, a nie wszędzie sklepy składy umieszczają, jak chcesz fajne składy w koreańskich kosmetykach to zdecydowanie Whamisa, COSRX i Klairs są najbardziej rozpoznawalne i mają jedne z najnaturalniejszych składów - chociaż i tu znajdą się smaczki. RE:P ma bardzo dobre składy - ale też ma swoją cenę, która do najtańszych nie należy.
OdpowiedzUsuńNo dokładnie - dla mnie marka sobie strzela w kolano takim nazewnictwem.
OdpowiedzUsuńRozumiem co masz na myśli, ale to, że nie świeci dookoła certyfikatami (zresztą przy takim składzie to chyba zrozumiałe) nie oznacza, że nie wprowadza w błąd i nie oszukuje. Jak coś ma na opakowaniu dopisek REAL NATURE to klient ma prawo pomyśleć dokładnie to samo co ja - i nie uwierzę, że nie jest to robione umyślnie. W Polsce też jest kilka takich marek, które kojarzą się z naturą, a wcale takie nie są, no ale te jest łatwiej sprawdzić chociaż i tak mam do siebie pretensje, że nie zrobiłam tego bardziej rzetelnie.
OdpowiedzUsuńZ drugą częścią komentarza zgadzam się absolutnie. Od dawna studzę swój zapał do kosmetyków Koreańskich i jak kiedyś byłam ich ogromną fanką tak teraz zdaję sobie sprawę, że to nie do końca był idealny kierunek. Choć np. filtrat ze ślimaka czy sfermentowane drożdże to genialne składniki dzięki, którym poznałam całkowicie inny wymiar pięlęgnacji :)
Whamisa jak najbardziej! Wspaniałe kosmetyki! :) Benton zresztą też :)
OdpowiedzUsuńBo podeszłam do sprawy bardzo naiwnie i głupio - zasugerowałam się opakowaniami, dopiskami producenta i jedną z opinii na innym blogu. Teraz mam nauczkę na bardzo długi czas.
OdpowiedzUsuńNie wiem nie wnikam w to - każdy robi jak uważa. Najważniejsze by samemu nie robić głupot tak jak ja :)
OdpowiedzUsuńI ja też tak będę robić! :)
OdpowiedzUsuńPodobno najlepszy pod tym względem jest aloes marki Equilbilla? Nie mam pojęcia jak to się pisze, ale chyba wiesz co mam na myśli? :))
OdpowiedzUsuńBenton i Whamisa to bajka :)
Benton także :) Teraz Madzia zapiszę sobie na czole, że z tą marką natura w parze nie idzie :)
OdpowiedzUsuńHahaha :D no fakt mogłam się mniej przyłożyć, ale no ... opakowania mają piękne!
OdpowiedzUsuńAż tak to się nigdy nie nadziałam. Zdarzyło mi się kupić odżywkę, myśląc że to szampon, ale u Ciebie to jest wielkie pudło wielkiej pomyłki. No ale przecież w końcu po to są etykiety, żeby nie trzeba było składu rozkładać na części pierwsze i przekopywać internetu w poszukiwaniu kolejnego opisu. Ale grafika to mają dobrego.
OdpowiedzUsuńJa kosmetyki koreańskie bardzo lubię, ale z góry wiem czego nie kupować u większości marek. Kremy do twarzy, lotiony, emulsje i często maseczki całonocne są napakowane zapychaczami i innymi świństwami, których moja skóra nie lubi. Zawsze przed kupnem sprawdzam składy, jak nie ma ich na stronie, to siedzę godzinami i szukam w google. Moja wiedza na temat marek i ich filozofii właśnie chyba wzięła się z tego szukania. Rzadko kupuję coś popularnego, tylko jakieś dziwadła, o których nikt nie słyszał, ale mam pewność, że są dobre dla mojej skóry. Pewniaki to maseczki w płachcie, toniki, płatki od oczy, pianki do twarzy ( o ile nie oczekujemy, że są naturalne i wspaniałe, ale świetnie oczyszczają pory) i kremy BB oraz filtry, jeśli szukamy jakiegoś, który nie bieli. Nie wiem skąd się wzięło to, że koreańskie kosmetyki to cuda na kiju :D
OdpowiedzUsuńO tak, Benton świetnie na trądzik działa
OdpowiedzUsuńPiękne masz podejście! Bardzo to chwalę i wezmę z Ciebie przykład. Na początku sama byłam zafasyconowana wieloma markami Koreańskimi - Skin79 sprawdzał się u mnie nad wyraz dobrze choć też oczywiście zdarzały się wpadki. Później poznałam Bentona i Whamisę i kompletnie przepadłam na ich punkcie, więc zaczełam szukać czegoś jeszcze - i tak trafiłam na tę nieszczęsną markę i przez swoją głupotę i brak zaangażowania nabyłam te oto cuda. Strasznie żałuję no ale cóż... mam nadzieję, że ktoś przynjamniej nie popełni tego błędu co ja :)
OdpowiedzUsuńUkochałam sobie tonik BHA <3
OdpowiedzUsuńWłaśnie, zapomniałam o Equilibra, dziękuję za przypomnienie :* Faktycznie skład bardzo fajny, zatem już wiem, co chyba zagości u mnie po tym, jak skończę Bentona :)
OdpowiedzUsuńJa też mam w planie właśnie go kupić :) Mam Holika Holika i choć uwielbiam jego konsystencję itd... to jednak tam też sporo niefajnych rzeczy siedzi. No ale przynajmniej w jego przypadku nikt mnie nie próbuje wmówić, że to naturalny produkt :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, przynajmniej nie ma ściemy :)
OdpowiedzUsuńDOKŁADNIE Małgosiu -rozumiesz mnie w 100%. Ja też nie jestem ortodoksem i często sięgam po produkty inne niż naturalne, ale gdybym chciała takowe kupić to bym kupiła - chciałam naturalne, a dałam się oszukać... oto w tym wszystkim chodzi.
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma do tej pory przepisów regulujących te kwestię :( Co innego certyfikaty, a co innego nazewnictwo niestety...
OdpowiedzUsuńI to mnie najbardziej wkurza - ich kreacja.
OdpowiedzUsuńOoo to chyba te słynne olejki Mariona, prawda? :)
OdpowiedzUsuńKreator Uśmiechu - jakie to ładne :)
OdpowiedzUsuńI z drugiego końca świata...
OdpowiedzUsuńOpakowania są piękne to fakt :))) Będę miała rekiwizyty do zdjęć :)
OdpowiedzUsuńMasz rację Kasiu - szkoda, że teraz to do mnie dotarło :(
OdpowiedzUsuńDziękuje :) Mam nadzieje, że się trochę uśmiechnęłaś po niezbyt udanych zakupach?
OdpowiedzUsuńZainspirowany Twoim wpisem, przygotowałem listę kilku rzeczy na które trzeba zwracać uwagę wybierając produkty aloesowe, aby uniknąć podobnej sytuacji.
Może się przydać Tobie i Twoim czytelnikom, zaoszczędzić sobie podobnych sytuacji z aloesem w przyszłości. Zapraszam http://domaloesu.pl/jak-wybrac-odpowiedni-aloes-dla-siebie/
Przynajmniej miałaś materiał na posta ;)
OdpowiedzUsuńTo faktycznie nie fajna sytuacja i jeszcze większe rozczarowanie produktami...szkoda.
OdpowiedzUsuńBenton, Whamisa i Swanicoco, to wyjątki ze względu na naturalność składu. Ze ślimakowych rzeczy polecam Esencję Secret Key (kremy z tej serii nie mają ciekawego składu), bo ma krótki skład i dużo ślimaka :) z tej samej kategorii - żel ślimakowy Purbess. Ciekawe kosmetyki ma także marka Sidmool (polecam maskę z miodem i esencję z arybutyną) i płatki pod oczy z Petitfe oraz maskę w słoczku na usta tej samej marki :D
OdpowiedzUsuńJa też bym pomyślała na pierwszy rzut oka, że real nature to naturalne kosmetyki!!! Szczerze powiem, że nawet nie znam tych marek !!!
OdpowiedzUsuńDoczytałam do połowy i mam dość alkoholu już. Nie znoszę tego składnika w kosmetykach! Szkoda, bo tak ładnie się zapowiadały te kosmetyki :(
OdpowiedzUsuńO, co za pech. :( Ale przynajmniej wiele z nas ostrzegłaś przed tą firmą. Ja sobie zapamiętam i będę się wystrzegać.
OdpowiedzUsuńAloes aloesowi nie równy... Niestety... Ja na szczęście trafiłam na dobrą firmę i jestem zadowolona ☺ W razie potrzeby mogę polecić 😊
OdpowiedzUsuńno to sobie zaszalałaś ... przykro mi, że wszystko okazało się takim rozczarowaniem!
OdpowiedzUsuńMnie kosmetyki koreańskie nie kusiły (może tylko na samym początku, ale po pierwszej wpadce z kremami BB zrezygnowałam) i widzę, że opłacało się stawiać na tradycyjne sprawdzanie składów, a nie kupowanie "bo koreańskie, to musi być dobre" :D Szkoda tylko, że tyle pieniążków utopiłaś :(
OdpowiedzUsuńProponuję bezpłatnie wypróbować kosmetyki aloesowe Forever - służę próbkami.
OdpowiedzUsuńMgiełkę akurat używam i pachnie bardzo ładnie, odświeżająco. Psikam po buzi i nic mnie nie szczypie :)
OdpowiedzUsuńO kurcze to nieźle się można zawieść..
OdpowiedzUsuńAłaaa w współczuję, ja nauczona złym doświadczeniem poszukuję składów wcześniej bo tak jak Ty już parę razy się nacięłam. Jest kilka polskich marek, które też bezczelnie udają naturalne.
OdpowiedzUsuńDzień dobry! Ja też dokonałam zakupu tej marki ale w samym Pekinie w sklepie firmowym i jestem mega zadowolona. Snail solition . Mega dobry produkt. Produkty z słowem świetne. Myślę że trafiłaś na jakieś podroby.
OdpowiedzUsuńJa właśnie za takie oszustwa nienawidzę Tołpy! Ich ostatnia seria z Lidla to jest po prostu żart z klientów. Jaki z tego wniosek? Czytanie składów jest najważniejsze, bo ładne opakowanie i chwytliwa nazwa jeszcze o niczym nie świadczą.
OdpowiedzUsuńDlatego zawsze sprawdzam składy...
OdpowiedzUsuń