BodyBOOM czyli prawdziwa kawowa bomba dla Twojego ciała - mięta i banan.
Cześć Kochane.
Są produkty, które wychodzą dosłownie zewsząd... a w konsekwencji zaczynają nudzić. Pamiętacie ogromny szturm oleju arganowego we wszystkie kosmetyki albo pojawienia się na rynku pierwszych kremów BB? Choć oba wspaniałe to ich rewolucja i nagły wysyp doprowadziły finalnie do tego, że gdzieś tam się przejadły i tak czy siak zaczęłyśmy szukać czegoś innego. Są też jednak produkty, które choć sięgają klasyki to swoją innowacyjną formułą czy zupełnie innym "podaniem" klientowi robią wielkie BOOM i choć mija niespełna rok od ich wprowadzenia... stały się hitem i praktycznie każdy już o nich słyszał. Jestem pewna, że bohaterów dzisiejszego posta nie muszę Wam przedstawiać - kawowe peelingi do ciała Body Boom to już prawdziwy hit w blogosferze... więc i ja nie mogłam pozostać im obojętna i musiałam koniecznie sprawdzić gdzie tutaj tkwi przysłowiowy haczyk.
Rześko, beztrosko i kusząco.
Wszystkie peelingi Body Boom mają fajne, wpadające w ucho nazwy przez co gdzieś tam trafiają do głowy. W moje ręce wpadły dwie wersje, które wybierałam w ciemno - rześka mięta, która naprawdę tak intensywnie wchodzi w nosek, że nabieranie wdechu to czysta przyjemność oraz beztroski banan, który swoją iście mocarną siłą uderza we wszystkie zmysły i przywodzi lato... beztroskie lato. W ofercie znajdziecie także wersje tradycyjną, kokosową (ojj kusi), mango lub truskawka czy grejfrut (tu też musi być magia). Fajnie, że te zapachy akurat skupiają się w okół owoców bo przełamują nieco naturalny aromat kawy, którą nie każdy przecież musi lubić. A wierzcie mi... pachną tak intensywnie, że moja łazienkowa szafka jest nimi wypełniona.
Milion właściwości kawy.
Kawowe peelingi są Wam na pewno bardzo dobrze znane - można zrobić je samemu lub kupić gotowy wzbogacony dodatkowymi substancjami jak w przypadku BodyBOOM - szanuję każdy wybór i gdyby nie ogromna ciekawość fenomenu tych peelingów to mnie także przerażałaby jednak ich cena 65 zł za opakowanie (do kupienia TUTAJ). Są drogie i nie będziemy się tutaj kłamać, że jest inaczej... ale no tak - kiedy użyje się ich po raz pierwszy naprawdę można to zrozumieć. Kawa znana jest ze swoich właściwości antycellulitowych przez fakt, że zawiera w sobie kofeinę, która ma właściwości ujędrniające i uelastyczniające. Robiąc peeling Body BOOM możemy pokusić się o masaż, który dodatkowo wygładzi i odżywi skórę, ale można go także zostawić na skórze na kilka minut by dać skórze zastrzyk energetyczny. Pamiętajcie jednak by nie stosować ich w ciąży! Dziewczyny stosują go także na twarz :) Chociaż tu radzę ostrożnie... bo kawa ma naprawdę mocne ziarenka.
Kupić czy zrobić?
Na to pytanie będziecie musiały odpowiedzieć sobie same. Ja jestem leniuchem i nigdy nie bawiłam się w kosmetykowe DIY więc dla mnie taki "gotowiec" to idealna opcja. Peelingi Body BOOM zrobione są oczywiście z kawowca jednak zostały wzbogacone substancjami naturalnymi takimi jak olej arganowy, cukier, ziarna kakaowca, sól jeziorowa (!), olej z orzechów makadamia i olej ze słodkich migdałów dzięki czemu skóra po jego użyciu jest naprawdę świetnie nawilżona i gładziudka jak skóra niemowlęcia. Jest to wyraźnie wyczuwalne po umyciu... a zapach na skórze utrzymuje się bardzo długo. Dla wielbicielek kawy - raj :)
" Wiem, że pachnę kusząco..."
... ale mnie nie jedz. Idea produkcji tych peelingów jest fantastyczna - czytając etykietę ma się wrażenie, że peeling do nas przemawia :) Co więcej cała promocja marki odbywa się na dokładnie takiej samej zasadzie. Poza tym można znaleźć tam także słodkie piżamki, które nie ukrywam, że chodzą mi po głowie :D Niestety... peelingi choć wspaniale pachną i działają to przeokrutnie brudzą! Wanna czy prysznic są do całkowitego wyszorowania bo oleje razem z ziarnami osadzają się wszędzie... więc trzeba mieć do nich nieco cierpliwości. No ale przecież da się to przeżyć, prawda? :)
Myślę, że sekret fenomenu tych produktów tkwi w ich niesamowicie intensywnych zapachach, kolorowych wesołych opakowaniach i całkowicie innemu marketingowi, który gdzieś tam wywołuje uśmiech i zapada mocniej w pamięć. Czy przygarnęłabym kolejne sztuki... ? Z ogromną przyjemnością :) A czy Wy macie już swój BodyBOOM?
Piękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńMnie ten bananowy peeling kusi :)
Uwielbiam totalnie:) mój hit roku hihi:)
OdpowiedzUsuńO tak :D my się tutaj rozumiemy bez słów :)
OdpowiedzUsuń<3 bardzo dziękuję :) kombionuję z nowymi tłami :)
OdpowiedzUsuńNiedługo się skuszę...bo korcą bardzo!
OdpowiedzUsuńNie miałam:) ale wszystko przede mną:)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię się babrać i brudzić, ale peeling kawowy lubię :) Ten chętnie wypróbuję choć ta cena mnie teraz hamuje. Czeka mnie remont łazienki z kuchnią :)
OdpowiedzUsuńMiałam wersję tuskawkową i wcale nie brudziła tak mocno wanny, zdecydowanie bardziej robi to domowy peeling kawowy ;) A co do działania, to nie różni się ono od wersji DIY, ale fakt, że Body Boom jest wygodniejszy, bo gotowy no i pięknie pachnie ;) Ale cena jak przy regularnym stosowaniu wysoka ;(
OdpowiedzUsuńPeeling kawowy uwielbiam, a teraz mam wielką ochotę na truskawkowy. ;) Pragnę przywołać ostanie resztki lata. ;)
OdpowiedzUsuńChodzą mi po głowie te peelingi, ale cena mocno odstrasza póki co :(
OdpowiedzUsuńNo, chociaż moim zdaniem nie jest potrzebne jakieś wielkie szorowanie. Tzn. w moim przypadku peeling robi dużo bałaganu, ale bardzo łatwo się spłukuje i osad nie zostaje. Masz peszka:D
OdpowiedzUsuńTe peelingi wydają się ciekawe, ale za dużo niższą cene zrobię sobie podobny DIY :D
OdpowiedzUsuńNie jestem kawowa, więc nie dla mnie :P Wyjątkowo tym razem się nie skuszę :P
OdpowiedzUsuńOj cena przerażająca. Uwielbiam peelingi, ale wykonuję je sama :)
OdpowiedzUsuńBardzo żałuję, że nie znam tych produktów :( Zapachy muszą być ciekawe! :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to firma, która za dużo sobie liczy za produkt, który można zrobić samemu w domu. Ogólnie teraz jest taki boom na podobne marki również, ale nie za tę cenę - nie przekonam się do tego produktu.
OdpowiedzUsuńNie bardzo byłam do nich przekonana, ale przyznam, że wersja banan oraz mięta jest już bardziej kusząca :D
OdpowiedzUsuńKuszą mnie ten peelingi głownie przez ich wersje zapachowe, ale ta cena trochę mnie odstrasza :D
OdpowiedzUsuńmiałam inna wersje i jestem zadowolona
OdpowiedzUsuńzupełnie nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała Mango <3
OdpowiedzUsuńCóż... zobaczyłam opakowanie i myślę sobie: piękne! Potem przeczytałam, że produkty zawierają w składzie kawę: kocham kawusię, wzdycham. A na koniec zauważyłam cenę... Tak...
OdpowiedzUsuńNie używałam, ale od dłuższego czasu chodzą mi po głowie. Cena do najniższych nie należy, ale jak będzie jakaś okazja to zrobię sobie prezent. Wersja miętowa najbardziej mi się podoba ;) A marketing i opis tych peelingów przez producenta przykuwa uwagę ;)
OdpowiedzUsuńNie używałam, ale kusi niemiłosiernie. Jednak powiedziałam sobie, że najpierw inne peelingi muszę zużyć i dopiero kupić któryś z tych! No chyba, że ktoś mi prezent zrobi, to od razu wyruszę z takim peelingiem do łazienki :)
OdpowiedzUsuńDla mnie pewnie byłby za mocny, ale ciekawie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na mango ;D
OdpowiedzUsuńMiałam ten peeling w wersji cynamonowej i zapach też był świetny, teraz mam ochotę na kokosowy :)
OdpowiedzUsuńTo fajna opcja dla osób, które nie lubią babrać się i samodzielnie przygotowywać kosmetyków. U mnie na twarzy średnio się spisuje, ale do ciała super. Mam wersję mango i jest na maksa intensywna!
OdpowiedzUsuńJa swojego nie mam i chyba jednak nie będę mieć;) Jakoś mnie te papierówe torebki odstraszają, szorowanie wanny też;) Reszta pewnie fajna, ale chyba jestem na to odporna;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle trafia na mnie :D Super :D
OdpowiedzUsuńKuś kuś i pisz i jak wrażenia :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby się udało :)
OdpowiedzUsuńW takim razie trzymam kciuki za Twoje m :)
OdpowiedzUsuńA ta truskaweczka to taka realistyczna czy chemiczna?
OdpowiedzUsuńOjj tak... ta mięta jest w ogóle super na upały :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się :( cena jest wysoka...
OdpowiedzUsuńOczywiście można i tak :)
OdpowiedzUsuńNo nie Kinia... :D to historyczna chwila :D
OdpowiedzUsuńKawowe czy jakieś inne? :)
OdpowiedzUsuńOj tak!! Mega intensywne :D aż można zakaszlnąć jak ja za pierwszym niuchnięciem banana :D
OdpowiedzUsuńRozumiem i szanuję Twoje zdanie :)
OdpowiedzUsuńTradycyjna mnie osobiście nie kupuje, ale te owocowe już tak :D
OdpowiedzUsuńTak... cena to ich największa wada :(
OdpowiedzUsuńA jaką? :)
OdpowiedzUsuńCzemu zupełnie nie? :)
OdpowiedzUsuńZa mną chodzi kokosik <3
OdpowiedzUsuńNo właśnie.. nic dodać nic ująć Mysiu :(
OdpowiedzUsuńDokładnie :D mnie śmieszą te opakowania i informacje jakoby sam peeling do Ciebie przemawiał :)
OdpowiedzUsuńMoże na Mikołaja :))))
OdpowiedzUsuńZapach czy właściwości? :)
OdpowiedzUsuńBierz bananka :D
OdpowiedzUsuńOjj cynamon to już nie moja bajka... ale kokosa tak takkk :)
OdpowiedzUsuńNo to dokładnie jak te... banan zabija mocą :D
OdpowiedzUsuńBrawo! Przynajmniej możesz oszczędzić... a mnie to jak srokę wszędzie ciągnie :D
OdpowiedzUsuńAch, nie to nie tak;) Nie ciągnie mnie do tej marki po prostu, ale wiele innych mnie kusi;) i to bardzo:)
OdpowiedzUsuńOj w bananie mogłabym się wykąpać :D Uwielbiam te nuty zapachowe <3
OdpowiedzUsuńCoś jak słodycze, np cukierki truskawkowe ;)
OdpowiedzUsuńNie, mango chcę ;D
OdpowiedzUsuńja bez kawy to jak bez ręki ;D
OdpowiedzUsuńMnie jakoś zupełnie nie kuszą. Właśnie ostatnio przeglądając asortyment Minti, zastanawiałam się gdzie leży fenomen tych peelingów.
OdpowiedzUsuńJeszcze skończę dwa peelingi i będą te cuda u mnie. Jeszcze się nie zdecydowałam co do zapachów ale wiem że kupię od razu dwa :D.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawią mnie te peelingi. Tyle dziewczyn je zachwala, że może w końcu się skuszę. Wybrałabym zapewne wersję kokosową, bo kocham wszystko co ma z nim związek. 😉
OdpowiedzUsuńte peelingi wyróżniają się na tle innych, fajne opakowania, naturalne składy i superowe składy. miałam kiedyś kawowy i był rewelacyjny, zdzierak jakich mało :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi sie te opakowania! Niby dość minimalistyczne, ale przyciągają mój wzrok! Baaaanana chcę! Niech no tylko skończę ze dwa peeling z zapasów! :D
OdpowiedzUsuńo tak opakowania zdecydowanie trafiają w odbiorce :D
OdpowiedzUsuńPachną pięknie, ale ich cena jednak dla mnie jest za wysoka. Wolę sobie zrobić podobny peeling sama :)
OdpowiedzUsuńTylko cena mnie odstrasza, poza tym kuszą niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńMiałam wersję cynamonową i przepadłam! Świetna sprawa, jedyną niedogodnością było strunowe zamknięcie, gdy ziarenka peelingu tam wpadały, nie zamykało się.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
mam kawowy zwykly i vzeka sobie spokojnie na swoją kolej ;))
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa forma opakowań i produktu... :)
OdpowiedzUsuńJa zakochałam się w truskawce, genialny peeling!
OdpowiedzUsuńRóżne :) Przy kawowym zawsze strasznie brudzę, więc wolę wymieszać miód, brązowy cukier z odrobiną cytryny :)
OdpowiedzUsuńZdzieranie. Mam delikatną skórę, więc nie wiem czy by zniosła taki kawowy peeling :)
OdpowiedzUsuńA widzisz :P Wiem, że zrobiłaś to specjalnie, żebym nie zbankrutowała :D
OdpowiedzUsuńAch no to jeśli delikatna może faktycznie lepiej nie ryzykować...
OdpowiedzUsuńdla mnie są fajne, ale ich cena jest totalnie nieadekwatna, nawet biorąc pod uwagę fakt, że marka chce i musi na nich sporo zarobić. Jeśli peeling kawowy, to zdecydowanie wolę sama go zrobić :)
OdpowiedzUsuńAhh jak ja bym je chciała...
OdpowiedzUsuńTe peelingi są na mojej wishliście :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o body boom, ale nie miałam jeszcze okazji z niego korzystać. Będę musiała zajrzeć na https://www.showroom.pl czy mają.
OdpowiedzUsuń