Pielęgnacja skóry zimą, czyli co zrobić, żeby nie dać się zwariować!


Wiosną lekkość, latem ochrona przecisłoneczna, jesienią kwasy... a zimą? No właśnie. Czy myślałyście, kiedyś wnikliwie, jak powinna wyglądać właściwa i dobra pielęgnacja skóry twarzy? Na jakie produkty warto postawić i na jakim działaniu należy się skupić? Jeżeli czujecie się zagubione w tym temacie, specjalnie dla Was przygotowałam dla Was wpis, który przeprowadzi Was przez konkretne etapy zimowej pielęgnacji. Znajdziecie tu moje propozycje, uzasadnienie... i mnóstwo, mnóstwo fajnych rzeczy, ale ostrzegam! Do tego posta będzie potrzebna herbatka... najlepiej zimowa.


Delikatnie, ale skutecznie, czyli dlaczego oczyszczanie zimą jest dla Ciebie najważniejsze?


Możesz stosować najlepsze kremy świata i fundować swojej skórze maski na wszelakie problemy skórne ... i nie osiągać żadnego efektu pielęgnacyjnego. Wiele kobiet nadal uważa, że to właśnie serum/krem jest kluczem udanej i efektywnej pielęgnacji, a niestety nie jest to prawdą. Kluczem do idealnej pielęgnacji i to nie tylko zimą... jest sposób oczyszczania. Oczyszczanie. Mycie. Zwał jak zwał - bez dobrze oczyszczonej skóry, nie ma mowy o żadnej dobrej pielęgnacji i zdrowym wyglądzie skóry. Oczyszczanie jest absolutną podstawą każdej skóry niezależnie, czy boryka się z problemem trądziku, czy nadmiernej suchości. I tak jak dwa plus dwa równa się cztery, tak prawidłowa pielęgnacja zaczyna się w trakcie mycia.

Ale jakie powinno być oczyszczanie skóry w trakcie zimy? Odpowiedź jest jedna... delikatne, ale skuteczne i dogłębne. Wyobraź sobie, ile zanieczyszczeń osiada na Twojej skórze, jeśli żyjesz w mieście... dodaj do tego makijaż, pot, deszcz i wszelakie pyłki, które unoszą się w powietrzu, gdy zasiadasz zmarznięta przy grzejniku. Robi się z tego naprawdę kłopotliwa i bardzo obciążająca dla skóry mieszanka, której należy się pozbywać. No dobrze, ale czy da się jednocześnie oczyszczać skórę delikatnie... a porządnie? Czy to w ogóle jest możliwe i jedno nie wyklucza drugiego? A ja mam na to odpowiedź! Oczyszczanie dwuetapowe - zaczerpnięte wprost z koreańskiej pielęgnacji!

Mówiąc w dużym skrócie, oczyszczanie dwuetapowe polega na zastosowaniu dwóch produktów - jednego tłustego, który rozpuszcza makijaż/pierwsze zanieczyszczenia, a potem kosmetyku myjącego, który łączymy z wodą. Brzmi kosmicznie trudno i długo? A co jeśli powiem, że taki sposób oczyszczania twarzy trwa zaledwie kilka sekund dłużej niż normalnie? 

Jak to wygląda w praktyce?

Na początku należy wybrać dobrej jakości produkt olejowy, który w trakcie lekkiego masażu rozpuści Wam totalnie wszystko, łącznie z kosmetykami wodoodpornymi, filtrami i całym złem świata zewnętrznego. Moją ukochaną propozycją, którą mogę Wam polecić, jest produkt korańskiej marki Huangjisoo (no skoro rytuał koreański to i koreański olej!) 



To ultra delikatny i hipoalergiczny olej do oczyszczania twarzy i demakijażu. Zamknięty w przepiękną, ciężką i masywną butelkę już od pierwszego wejrzenia daje poczucie... luksusu. Podobno mówi się, że każda kobieta, która użyje go jeden raz... nie będzie chciała zmienić go na żaden inny. Jego zadaniem jest oczywiście dogłębne oczyszczenie twarzy z zanieczyszczeń oraz makijażu, ale także głębokie odżywienie, nawilżenie i ukojenie skóry. I to jest właśnie ten czynnik - już na etapie zmywania makijażu dostarczacie skórze czegoś bardzo wartościowego.

W swoim składzie zawiera kompleks siedmiu różnych olei, ale to trzy poniżej odgrywają w nim kluczową rolę:


  • jojoba o właściwościach odżywczych i chroniących przed negatywnym wpływem środowiska zewnętrznego
  • z pestek moreli, który jest najbliższy naszej naturalnej strukturze skóry i działa regenerujaco oraz opóźniająco na procesy starzenia
  • z wiesiołka, który ma doskonałą syntezę NNKT i ma zdolność do głębokiego przenikania wgłąb skóry
Co ciekawe - olejek został stworzony w taki sposób, by kompletnie nie reagować nawet z najwrażliwszymi oczami. Jest idealną propozycją dla alergików i osób o bardzo wrażliwej skórze. Olej rozpuszcza i usuwa inne oleje, woski, pigmenty i kosmetyki wodoodporne, a przy tym głęboko oczyszcza skórę i pory z zanieczyszczeń, brudu, sebum, potu i martwych komórek naszej skóry.

Olej marki Huangjisoo możecie kupić TUTAJ

I taką olejową mieszankę należy zmyć. Ale jak zmyć, żeby było efektywnie i delikatnie? Ten, kto mnie zna i czyta regularnie, wie, że to jest czas... gąbek Konjac. Tak. Moich absolutnie ukochanych gąbek, których nie zamieniłabym na żadne inne. 

To maleńki, niepozorny i bardzo prosty kosmetyczny wynalazek, który służy do naturalnego, bezinwazyjnego oczyszczania twarzy - Konjac może być stosowany zarówno do codziennego rytuału oczyszczającego, ale może także służyć jako narzędzie do demakijażu. Tworzona jest z byliny rosnącej całkowicie dziko w krajach Dalekiego Wschodu - roślina ta (Amorhophalls konjac) jest o tyle wyjątkowa, że ma odczyn zasadowy, przez co wspaniale spełnia funkcję myjącą, ale co najważniejsze jest naturalnie bogata w minerały, witaminy i wiele składników odżywczych. W składzie konjacu znajdziemy między innymi bardzo bogate źródło kwasu foliowego, fosforu, żelaza, miedzi oraz witamin A, B1, B6, C, D i E - dobroczynne działanie konjacu zostało odkryte w Japonii i choć początkowo bylina ta wykorzystywana była do produkcji leków, to później zauważono, że wykazuje wspaniałe właściwości pielęgnacyjne jeśli chodzi o skórę. Jej wyjątkowość polega na tym, że specjalna struktura włókien naszej byliny w żaden sposób nie uszkadza naszego naturalnego naskórka - proces oczyszczania zamienia się jedynie w przyjemny, pobudzający krążenie oraz wspomagający odnowę komórek masaż - z tego względu gąbki Konjac polecane są szczególnie dla osób z cerami tłustymi, mieszanymi i trądzikowymi. 

A jakie są ich zalety?

Przede wszystkim - brak charakterystycznego ściągnięcia twarzy po umyciu - niestety nadal nie mogę się przekonać do używania ich solo, więc łączę je z maleńką ilością pianki Huangjisoo i przystępuję do masażu. To, co zauważyłam bardzo szybko to cudowny efekt wygładzenia - skóra po użyciu gąbek jest delikatna w dotyku, jedwabista i naprawdę gładka. Sam proces oczyszczania jest też naprawdę przyjemny - gąbeczka jest miękka, świetnie dopasowuje się do buzi, nie podrażnia jej w żaden sposób i bez problemu można jej używać także na oczach. Zauważyłam też, że znacznie rzadziej pojawiają się niedoskonałości więc cóż... same zalety! :) 

I ja je kocham, bo nie znalazłam do tej pory niczego równie delikatnego, a jednocześnie skutecznego - i naprawdę wiem, że już jestem nudna, ale gąbki Konjac polecam Wam z całego serducha i całą sobą i w ogóle... z całą pewnością, tym bardziej że oprócz wersji tradycyjnej, możecie kupić sobie płatki do oczu, albo tak jak ja... cudowną, węglową ściereczkę.

Pełna lista produktów marki The Konjac Sponge Company - KLIK

I na koniec produkt do łączenia z wodą, czyli pozostajemy w kręgu produktów azjatyckich i oto na salony wchodzi pianka marki Huangjisoo. 

Uwielbiam pielęgnację i oczyszczanie lekkimi produktami, więc pianki w moim kanonie mają swoje bardzo mocne miejsce. Jestem fanką ich konsystencji, delikatności i jednoczesnej delikatności, więc sięgam po nie naprawdę często. Muszę jednak oddać honor marce Huanhjisoo ... bo jak żyję nie widziałam tak doskonałych i bogatych składów produktów myjących. Naprawdę - widywałam dobre produkty myjące, widywałam świetne i inne składy, ale te proponowane przez Huangjisoo są po prostu perfekcyjne. Bazą każdej z pięciu wersji jest naturalny detergent otrzymany z soku z jabłka, który ma doskonałe właściwości myjące, tworzy delikatną, ale obfitą pianę, ale przy tym chroni warstwę lipidową naskórka, nie przesusza i utrzymuje optymalny poziom nawilżenia. Później już tylko... ekstrakty, ekstrakty i jeszcze raz ekstrakty. Przykładowo wersja głęboko oczyszczająca ma ich w swoim składzie ... aż 19! I wierzcie mi nie są to byle jakie ekstrakty bo mamy tu np. ekstrakty z żeń-szenia, chyzantemy czy piołunu. Co ciekawe - pianki nie zawierają żadnych sztucznych konserwantów, PEG-ów, parabanów i innych znanych nam "dobrodziejstw" - składy są czyste, bogate... po prostu perfekcyjne! Moją ukochaną wersją pozostaje owies o działaniu nawilżającym, jednak oferta tych pianek jest tak bogata, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Pianki Huanjgisoo w różnych wersjach i pojemnościach możecie kupić TUTAJ

I takie oczyszczanie... to dopiero robi robotę.

NIE zwykły... tonik!


Tonizowanie skóry w okresie zimowym jest absolutnie niezbędnym krokiem. Strasznie mnie smuci, że właśnie ten etap pielęgnacyjny jest bardzo często pomijany i traktowany jako zbędny dodatek. Pokuszę się o twierdzenie, że ze wszystkich pielęgnacyjnych rytuałów to właśnie tonik odpada w pierwszej kolejności. A to okropny błąd!

To jest idealny czas na to, żeby wybrać toniki o działaniu regenerującym, odżywczym i silnie nawilżającym. I to całkowicie bez dyskusji.



Tonizowanie samo w sobie jest elementem, którego nie należy pomijać ze względu na fakt, że zaburzone przez oczyszczanie pH, winne jest powrócić do swojego stanu pierwotnego, żeby skóra mogła przyswajać składniki pielęgnacyjne z kremów/serum w sposób efektywny. To jest pierwsza i kluczowa cecha toników do twarzy, ale pamiętajcie, że one same w sobie są również produktami pielęgnacyjnymi i nie dość, że działacie już na etapie przywracania pH, to doskonale przygotowujecie skórę do dalszych kroków, a przy tym ukierunkowujecie się na konkretny proces zachodzący w skórze np. wspomaganie regeneracji, albo działanie przeciwzapalne.

I to w ogóle nie podlega żadnej dyskusji... i nie chcę słyszeć, że ktoś pomija tonizowanie skóry, bo wezmę i normalnie się pogniewam! :)

Okres zimowy, sezon grzewczy, skrajne zmiany temperatury i wszystkie przyjemności tego czasu sprawiają, że skóra siłą rzeczy wymaga od nas nieco więcej uwagi. I tak jak wspomniałam Wam o tym, że warto przyłożyć się do solidnego oczyszczania, tak teraz chcę skupić Waszą uwagę na toniku. Niezmiennie moimi ukochanymi tonikami od lat są te od marki Santaverde, które nie zawierają w składzie ani kropli wody. Ich działanie jest niesamowite, bo jest odczuwalne niemal natychmiast po aplikacji - skóra staje się z automatu ukojona i cudownie nawilżona. To właśnie toniki Santaverde niezmiennie polecam Wam od lat, a teraz jeszcze możecie przebierać w kilku wariantach do wyboru, więc to już w ogóle bajkowa przygoda! Wdrożenie intensywnie działających toników w okresie zimowym w moim przypadku jest już jak rytuał - jeżeli raz spróbujecie wybrać produkt o szerokim spektrum działania wraz ze składnikami regeneracyjnymi i odżywczymi, przekonacie się, że jest niesamowita różnica na skórze, którą czuje się już od pierwszego użycia, a na efekty nie trzeba czekać tygodniami.

I naprawdę polecam Wam spróbować moje cztery propozycje:

  • Mój ukochany tonik to ten z serii Sensitiv o działaniu kojącym, regenerującym i odżywczym - KLIK
  • Równie wspaniały, ale wzbogacony składnikami przeciwzapalnymi tonik Santaverde z serii Pure dla skór problematycznych - KLIK
  • Tonik na bazie odwaru z zielonej herbaty i rokitnika, który jest ultra prosty w składzie, ale wspaniały w swoim działaniu od marki BIO2YOU (choć generalnie polecam Wam po prostu toniki tej marki, bo są cudowne!) - KLIK
  • Tonik marki SPEICK na bazie wody termalnej, ultra odżywczych alg z regionu Bretanii i ekstraktu z buraków cukrowych - KLIK

Wprowadź produkty uderzeniowe!


Ale bez strachu... żadnych igieł, żadnych nieprzyjemności! :) Mam na myśli produkty o mocno skoncentrowanym działaniu, a także takie, które dają prawdziwego kopa odżywienia/nawilżenia, regeneracji i są swego rodzaju kuracją, zarezerwowaną głównie dla okresu zimowego, właśnie przez wzgląd na to, że działają wielotorowo i naprawdę bardzo intensywnie. 

Jakie to kosmetyki? Przede wszystkim te z gamy skoncentrowanych do których zaliczamy serum, ampułki i maski na płatach. Ich zadaniem jest głównie odbudowa skóry, dostarczenie ogromnych ilości składników odżywczych i regeneracyjnych, zabezpieczenie skóry przed oddziaływaniem czynników zewnętrznych, a także przywracających odpowiednią kondycję i stan, nawet w skrajnie trudnych dla niej warunkach. I tu muszę Wam opowiedzieć o dwóch produktach marki Santaverde, które są pod tym względem mistrzowskie i nie wiem, który to już raz goszczą w moim domu.



To drugi w kolejności produkt tej marki , który rozkochuje... i błądząc w sieci po opiniach jeszcze bardziej utwierdziłam się w fakcie, że to co sądze na jego temat pokrywa się w pełni ze wszystkimi zachwytami na innych stronach. Eliksir to innymi słowy to silnie odżywcze, luksusowe serum do twarzy, które bazuje WYŁĄCZNIE na naturalnych olejach. Zamknięte w szklanej butelce z pipetką, intensywnie żółte serum ma postać średniej gęstości olejku o przepięknym i dość intensywnym zapachu kwiatów, które mimo, że nie wchłania się do końca to efekt jaki zapewnia wynagradza wszelkie niedogodności. Nakładam go na noc - co dwa dni (tak co dwa) właśnie przez to, że jest piekielnie wręcz odżywczy i rano jeszcze wyczuwam jego warstwę na swojej twarzy. 
Olej z pestek moreli, ze słodkich migdałów, sezamowy, z wiesiołka, dzikiej róży, marakui, pomarańczy, bergamotki, geraniowy, kamforowy, z drzewa herbacianego + witamina E i naturalny ekstrakt zapachowy z wanilii... czy należy dodawać więcej? Skład broni się sam - każdy olej pochodzi z certyfikowanych upraw organicznych. Olejek pachnie wspaniale - świeżo, kwiatowo i jednocześnie otulająco. Tak jak wspomniałam nie wchłania się całkowicie i nawet rano wyczuwalna jest jego warstwa, ale to co robi ze skórą jest nie do opisania - rano kiedy zmywam nadmiar oleju widzę jak wspaniale jest nawilżona, miękka i zdecydowanie jaśniejsza. Ma wyrównany koloryt, jest rześka, wypoczęta i taka... jedwabista. Naprawdę jestem zakochana w tym produkcie od przeszło uwaga... 3 lat i niezmiennie do niego wracam.


A jeśli chcecie zafundować sobie okresowy shot i niekoniecznie macie ochotę na kupno serum bądź oleju to i tu marka Santaverde ma coś, co sprawi, że w 10 dni dogłębnie zregenerujecie nawet najbardziej opłakaną skórę, jaką nosił ten świat. Mowa tu o maleńkich ampułkach, które działają przede wszystkim na procesy starzenia, ale to co w nich najlepsze to fakt, że są one skoncentrowaną kuracja również do odbudowy, regeneracji i szybkiej, intensywnej poprawy stanu skóry. Jest to swego rodzaju zabieg stricte kilkudniowy, który dobrze jest przeprowadzić sobie raz w roku.



W swoim składzie ampułki Santaverde zawierają bogaty zestaw aktywnych składników, które błyskawicznie przywracają właściwy, naturalny poziom nawilżenia skóry, stymulują produkcję kolagenu, poprawiają jej elastyczność i jędrność, wzmacniają barierę ochronną skóry oraz redukują produkcję melaniny i zaburzenia pigmentacji. Należą one do do linii Age Protect, która kompleksowo sprawdza się u osób z pierwszymi oznakami starzenia. Dzięki takiemu zastrzykowi, który trwa przez dziesięć dni dostarczacie skórze tak ogromnego kopa antyoksydantów, składników przeciwstarzeniowych, odżyczwych i regenerujących, że różnica jest widoczna gołym okiem. Ampułki Santaverde są jednym z najlepiej chodliwych produktów tej marki i z listy bestsellerów nie schodzą od lat, a to najlepsza rekomendacja. Sama używam ich raz na rok.

Ogólnie jeśli chodzi o ampułki to mają one w sobie coś, co mnie do nich strasznie przyciąga, jakby w tej maleńkiej buteleczce, zaklęta była pielęgnacyjna magia!


Wspomniałam Wam również o maskach na płatach, jako sposobu na dostarczenie skórze czegoś skoncentrowanego i intensywnego w działaniu. Oczywiście totalnie podtrzymuje swoje zdanie, bo dla mnie maska na bawełnianym płacie jest po prostu zabiegiem, a nie jakimś tam trzymaniem czegoś na twarzy. Od zawsze płaty traktuję wyjątkowo, ponieważ decydując się na te o bogatych składach, możemy skórze dać naprawdę coś wspaniałego. Maska na bawełnianym płacie/płachcie to coś, co towarzyszy mi raz w tygodniu, najczęściej w sobotę, kiedy to decyduje się na małe, domowe SPA, czasami zamieniam je na wersje kremowe w zależności od potrzeb, natomiast płat nieodzownie kojarzy mi się z czymś co po prostu jest wyjątkowe. Bardzo długo szukałam odpowiendich masek na płacie i wiernie towarzyszy mi tu marka, która już się pojawiła, czyli Huangjisoo. Mój wybór padł na nie, głównie dlatego, że ich składy są po prostu imponująco dobre i bardzo skoncentrowane. Dawno nie spotkałam się z tak genialnymi płatami i jeśli miałabym Wam polecić jedną konkretną markę, to stawiam właśnie na Huangjisoo.


Ps. Spójrzcie, jakie mają cudowne i biodegradowalne opakowania!

Domknij kremem

I na koniec oczywista oczywistość, czyli krem. Zamknięcie. Podsumowanie. Dopełnienie. Niezależnie od tego, jak to nazwiecie, krem do twarzy jest produktem wieńczącym każdy rytuał pielęgnacyjny. A jak się ma sprawa w kwestii zimowej, intensywnej pielęgnacji? Oczywiście bardzo podobnie, jak w przypadku poprzednich punktów, czyli najważniejsza dla Was sprawa... to bogata formuła. Zimowe kremy do twarzy, powinny być bardziej skoncentrowane w swoim składzie (co wcale nie oznacza, że gęstsze, nie, nie!) i zawierać składniki ochronne, odżywcze i regeneracyjne. A jeśli zawierają całą trójkę to już w ogóle mamy bajkę, finał... i jest po prostu super.

To co mogę nazwać kremem zimowym i raunkowym to propozycja od marki BIO2YOU, której główną składową są oleje i emolienty. Ma za zadanie nawilżać, zmiękczać i odżywiać skórę dzięki doskonałemu połączeniu nawilżająco-łagodzącego aloesu, odżywczego oleju kokosowego, kojącego rumianku, łagodząco-naprawczego panthenolu (prowitaminy B5) i fenomenalnego w swoim działaniu odbudowującym i regeneracyjnym rokitnika. Jest to idealna propzycja dla osób ze skórami odwodnionymi skrajnie suchymi, bo dzięki takiemu połączeniu zapewniacie sobie nie tylko nawilżanie czy odżywianie, ale wspomaganie ochrony skóry przed tym co czeka za oknem. BIO2YOU to marka, o której zdecydowanie mówi się zbyt mało i mam zamiar to poważnie zmienić - do tej pory wszystkie nasze przygody, były naprawdę mega, mega udane. A jeśli o zimę i intensywność chodzi to ten krem, robi robotę taką, że hoho!


A gdyby komuś zależało na znalezieniu super propozycji na dzień i na noc, to jest to doskonała okazja do tego, by przypomnieć Wam tu markę, króla waleriany, czyli niemiecki SPEICK i serię Thermal Sensitiv, o której już pisałam Wam na blogu. Oba kremy, które tu widzicie  spełniają funkcje silnie nawilżająca - są przeznaczone do pielęgnacji skór wrażliwych, a ich głównym zadaniem jest zapewnienie skórze ultra mocnej dawki nawilżenia, odżywienia, ale też przywrócenia naturalnej równowagi i nieprzyjemnym działaniem czynników zewnętrznych czyli np. mrozem, wiatrem, albo nadmierną ekspozycją na słońce.

Warto jednak przyjrzeć się również składnikom aktywnym w naszych kremach. Mamy tu przede wszystkim sok z aloesu i ekstrakt z buraków cukrowych, które w duecie wspomagają silne działanie nawilżające i łagodzące. Woda termalna i skoncentrowany ekstrakt z alg łagodnie równoważą skórę oraz dostarczają jej cennych składników odżywczych - minerałów, białka i witamin. Dodajmy do tego naszą walerianę i ekstrakt z rozmarynu, który działa równoważąco, a witamina E sprzyja zachowaniu młodości skóry... i mamy pełny pakiet przepięknego zestawienia. 



SPEICK to nic innego jak Valeriana Celtica, roślina rosnąca na zboczach Alp. To jeden z najbardziej chronionych alpejskich gatunków roślin. Ekstrakt z Valeriany (Valere po łacinie oznacza – znaczy „zdrowy”) ceniony jest na całym świecie ze względu na swoje właściwości lecznicze i wykorzystywany w przemyśle kosmetycznym i farmaceutycznym - same rozumiecie, że dla marki, która tej roślinie poświęciła nie tylko nazewnictwo, ale także recepturę jest traktowana naprawdę wyjątkowo. Walerianę znajdziecie w każdym kosmetyku marki SPEICK. Musicie wiedzieć, że Valeriana Celtica jest zbierana w tzw. okresie 30 dni kobiet i ziół, które przypadają na moment od Dnia Wniebowzięcia 15 sierpnia do Święta Najświętszego Imienia Maryi 12 września.
To tak w ramach ciekawostki :)

Kto dotrwał do końca, temu wielka kawa i ciacho! Uff, nie byłam w stanie opisać tego krócej, ponieważ uważam, że temat zimowej pielęgnacji wymaga wyjaśnienia i rozwinięcia. Mam ogromną nadzieję, że pomogę niejednej z Was poukładać sobie w głowie, na czym należy skupić się właśnie teraz.

Buziaki... i pysznej kawy!








Komentarze

instagram @hushaaabye

Copyright © Hushaaabye